Nagłą zmianę stanowiska PiS w debacie aborcyjnej dobrze streszcza wypowiedź poseł Pawłowicz, że partia miała upoważnienie episkopatu, aby zrobić krok wstecz. Nie wiadomo, co poseł miała na myśli. Oficjalny dokument Konferencji Episkopatu Polski stwierdza, że biskupi nie są za karaniem kobiet przerywających ciążę, ale nie stwierdza, że są oni za pozostawieniem prawa antyaborcyjnego bez zmian, czyli z trzema wyjątkami od zakazu.
Kościół wysłał więc tylko sygnał, że nie jest za karaniem. I oto w czwartek podczas debaty sejmowej Joanna Banasiuk, przedstawicielka autorów projektu całkowitego zakazu legalnej aborcji i grożącego karą dla kobiety jej dokonującej, oświadczyła, że autorzy wycofują paragraf o karaniu kobiet. Ale marszałek Kuchciński tej autopoprawki nie przyjął, bo była spóźniona. W zarządzonym wkrótce potem obywatelski projekt ustawy całkowicie zakazujący legalnej aborcji został odrzucony. O co chodzi?
Chodzi o wygaszenie czarnych protestów, rozładowanie napięcia społecznego i politycznego, stworzenie pozoru, że PiS liczy się z protestami społecznymi.
Wygaszenie emocji ma pozwolić PiS na spokojne przeforsowanie w parlamencie ustawy, która pozostawi jeden lub dwa z dopuszczonych obecnie trzech wyjątków. Raczej jednego niż dwóch. Prawie na pewno nie ostoi się wyjątek „eugeniczny” – zgoda na legalną aborcję płodu uszkodzonego.
Biskupi jeszcze niedawno oświadczali, że przyszedł czas na zmianę. Tak zwany kompromis wyczerpał się, potrzebna jest całkowita ochrona życia. Sądzę, że nadal tak uważają. Odrzucili tylko karanie za aborcję, a nie ideę całkowitego jej zakazu w prawie polskim.
Poseł Pawłowicz albo jest niedoinformowana, albo wyświadcza (nie po raz pierwszy) polityczną niedźwiedzią przysługę swojej partii. Nie było żadnego „upoważnienia” episkopatu. Episkopat nie zmienił zdania. PiS zmienił zdanie taktycznie. Czeka, aż czarne marsze się rozejdą do domów, a na ulice wyjdą marsze „białe”. Wtedy zgłosi swój projekt nowelizacji ustawy antyaborcyjnej, a episkopat go nie zakwestionuje.