Jak narastała groza
Prof. Grzegorz Motyka: Czy „Wołyń” podzieli Polaków i Ukraińców
Jagienka Wilczak: – Zapytam wprost, czy dla pana „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego to film wielki?
Grzegorz Motyka: – Oglądałem go trzy razy, choć teraz po raz pierwszy w ostatecznej wersji, jaka trafi do kin, i jestem przekonany, że jest to film wybitny. Moim zdaniem stanie się on „lekturą obowiązkową” dla każdego polskiego inteligenta.
Sądzi pan, że ten film może zmienić polsko-ukraiński dyskurs o sprawie rzezi wołyńskiej?
Przypuszczam, że już zmienił. Sprawa rzezi wołyńskiej od dawna jest częścią polskiej pamięci zbiorowej, choć dla wielu nie było to oczywiste. Dziś, dzięki filmowi Smarzowskiego, to sformułowanie staje się pewnego rodzaju oczywistością. Świadomość tego faktu niejako przymusi polityków do włożenia większego niż dotychczas wysiłku w to, by rozwiązać ten realny polsko-ukraiński konflikt pamięci, z jakim mamy do czynienia.
Dlaczego uważa pan ten film za ważny?
Trudno jest pokazać, nawet w takim długim obrazie, zawiłości historii Europy Środkowo-Wschodniej. A Smarzowskiemu, jak sądzę, to się udało. Nie rozumiem tych, którzy mówią, że w filmie nie przedstawiono zbrodni totalitaryzmu niemieckiego czy sowieckiego. Przecież możemy zobaczyć brutalną deportację z lutego 1940 r. czy codzienne nadużywanie władzy przez lokalną administrację sowiecką, która czuje się władna do wydawania nawet wyroków śmierci. A z drugiej strony mamy sceny pokazujące zagładę Żydów na Wołyniu. Przy czym – co dla mnie, jako historyka, jest niezmiernie istotne – jej przebieg jest przedstawiony wiernie: policja ukraińska bierze udział w transporcie i doprowadzeniu ludności żydowskiej do dołów śmierci, a samej egzekucji dokonują Niemcy.