Ruina w budowie, czyli osioł w siodle i małpa w klatce
Polacy po roku rządów PiS
„Dosiadł mnie osioł okrakiem
I rykiem obwieścił donośnym
Że na wierzchowcu takim
Będzie jeźdźcem wolności
Wbił mi w żebra ostrogi
Wepchnął do ust kostkę cukru
Chwostem tnąc w poprzek nogi
Zmusił bez trudu do truchtu
Zaduch ośli mnie dusi
Jestem kloaką jeźdźca
Bo co spod ogona wypuści
Na moich gromadzi się plecach
Małpy śpiewają mu pieśni
I łaską zwą co jest musem
On ryczy nad uchem: nie śpij!
I już nie truchtem już kłusem”.
Jak się ma rozpoznawalną gębę, to ludzie podchodzą i mówią. Tak było tym razem. Czekałem na lotnisku i ze słuchawkami w uszach przesłuchiwałem nagrany wcześniej wywiad. A obok, też ze słuchawkami, siedziała elegancka kobieta pod czterdziestkę. W pewnej chwili wyjęła słuchawki i jakbyśmy się znali od lat, zapytała: „czego pan słucha?”. A potem spytała: „to pan zna?”. Podała mi swoje słuchawki i nacisnęła play w telefonie. Po chwili jeszcze raz spytała: „też się pan teraz tak czuje?”. To była piosenka Jacka Kaczmarskiego, od której zacząłem ten tekst.
„Bo ja wiem” – powiedziałem. „Raczej czuję się jak małpa w klatce”. Jak nie sam Prezes, to jakiś minister prawie codziennie zrobi lub powie coś takiego, że mnie krew zalewa, wściekam się, toczę pianę z pyska, rzucam się na kratę. Zazwyczaj szarpię tę kratę jako jeden z wielu. To nie jest odruch stadny. To odruch bezwarunkowy. A zanim nam przejdzie, jakiś on wymyśla coś nowego, więc znów toczymy pianę i szarpiemy pręty w jakiejś innej sprawie.
Niewolnicze pieśni
Wiem, że to absurdalne, że właśnie o to im chodzi, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć po prostu chlapią, co im ślina przyniesie, albo rzucają stare kości, żeby nas rozdrażnić.