Ta demokracja ma teraz dotknąć sądownictwo. Demokracja przedstawicielska. Oto posłowie wybrani bezpośrednio przez naród oraz rząd wybrany przez naród pośrednio, za pomocą posłów, będą wybierać sędziów. Można się spierać, czy tak wybrani sędziowie będą reprezentować w sądach obywateli, czy raczej rządzącą partię. Pytanie, kto będzie reprezentował prawo i sprawiedliwość (te tradycyjne, z małych liter)?
Według konstytucji o nominacjach sędziowskich decyduje Krajowa Rada Sądownictwa, stojąca na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Najnowszy projekt rządowy przewiduje, że sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa wybiorą posłowie spośród kandydatów wyselekcjonowanych przez marszałka Sejmu. Ten, kto dobiera sędziów i decyduje o ich awansach – ma władzę sądowniczą. Teraz będzie ją miała Partia Zupełnie Polską Rządząca. Tak jak ma już władzę ustawodawczą (opozycja w parlamencie nie może już nawet sobie „pogadać”) i wykonawczą: rząd i prezydenta.
Projekt, który ujawniło Ministerstwo Sprawiedliwości, przewiduje podział Krajowej Rady Sądownictwa na dwie izby: „polityczną” i „sędziowską”. Aby KRS zaakceptowała kandydaturę na wolne stanowisko sędziowskie, musiałyby wyrazić zgodę obie izby. W ten sposób politycy będą mogli zablokować każdą kandydaturę, która im się nie spodoba. Projekt przewiduje też przerwanie kadencji obecnej Krajowej Rady i wybranie nowej.
Sędzia na próbę
Przywracamy uczciwość i służbę w sądownictwie – mówił minister sprawiedliwości prokurator generalny Zbigniew Ziobro, przedstawiając projekt reformy KRS. Dodał, że dziś to „kasta sędziowska” powołuje sędziów do KRS i decyduje o sędziowskich awansach. Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł tłumaczył zaś, że politycy są wybierani przez naród, a więc jeśli oni będą wybierać sędziów, to tak, jakby sędziów wybierał naród.
PiS nie mógł zmienić składu KRS np. tak, by składał się z samych polityków, bo konstytucja opisuje dokładnie skład Rady: Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, „piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych”, czterech posłów wybranych przez Sejm, dwóch senatorów wybranych przez Senat, minister sprawiedliwości i przedstawiciel prezydenta. Dzieląc KRS na dwie izby o równorzędnym głosie, PiS sprawia, że ośmiu polityków zdominuje siedemnastu sędziów. Litera konstytucji zostanie zachowana. Za to jej duch – podeptany. Bo ciało polityczne nie może gwarantować niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
Kadry decydują o wszystkim. Także o wyrokach. Razem z projektem zmian w ustawie o KRS PiS ogłosił plan zmiany w ustawie o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury i w ustawie o ustroju sądów powszechnych. Pierwszeństwo w dostępie do urzędu sędziego będą mieli absolwenci Krajowej Szkoły. Nie ma więc szans, by zawód sędziego stał się „koroną zawodów prawniczych”, do którego idą doświadczeni adwokaci, radcy prawni czy prokuratorzy. Minister Ziobro mówi o potrzebie „odmłodzenia kadr”. Krajowa Szkoła, która je wykształci, ma w znacznie większym niż dziś stopniu podlegać ministrowi sprawiedliwości. A więc będzie on kontrolował także dobór wykładowców i treści nauczania. Trudno uniknąć skojarzeń z Centralną Szkołą Prawniczą im. Teodora Duracza działającą w PRL do lat 50.
Od listopada do sądów wrócą asesorzy. Minister Ziobro już chomikuje dla nich etaty: wstrzymał ogłoszenie konkursów na 500 wolnych stanowisk sędziowskich. Zapewne w odpowiedniej chwili przekształci je w asesorskie.
A asesor to „sędzia na próbę”. Na jego powołanie KRS praktycznie nie będzie miała wpływu. PiS chce, by minister sprawiedliwości przedstawiał Radzie listę asesorów, już po ich powołaniu. Rada będzie mogła jedynie wyrazić sprzeciw wobec któregoś z nich. Teoretycznie. Bo praktycznie do wyrażenia sprzeciwu potrzebna byłaby uchwała obu „izb” KRS. A izba polityczna dopilnuje, żeby jej nie było.
Asesor mianowany ma być na cztery lata, a potem oceniany przez ministra. A więc przez te cztery lata opłaca mu się orzekać tak, by podobało się to partii rządzącej. Co zresztą może być zgodne z jego sumieniem, bo dzięki odpowiedniemu wykształceniu asesorów w Krajowej Szkole Sądownictwa i dzięki skrupulatnemu ich doborowi przez ministra sprawiedliwości prawdopodobieństwo, że wśród asesorów zdarzą się osoby o poglądach niezgodnych z linią partii nie jest duże.
By przejąć władzę sądowniczą, nie trzeba zresztą mieć wszystkich swoich sędziów. Wystarczy – jak w PRL – obsadzić właściwe osoby na stanowiskach przewodniczących wydziałów i prezesów sądów. One już będą pilnowały, żeby sprawy szczególnej troski trafiały do sędziów dających gwarancje ich osądzenia zgodnie z oczekiwaniami władzy. PiS zapowiada weryfikację stanowisk kierowniczych w sądach. I odebranie Krajowej Radzie Sądownictwa prawa sprzeciwu wobec powołania i odwołania prezesa sądu. Zaś na stanowiska przewodniczących wydziałów będą mogli być powoływani także asesorzy. I będą mogli decydować o przydzielaniu spraw.
PiS osiągnął to już w Trybunale Konstytucyjnym. Mianowani przez prezydenta Andrzeja Dudę prezes Julia Przyłębska i wiceprezes Mariusz Muszyński przeglądają sprawę po sprawie, zmieniając składy sądzące. Taki poprawiony skład osądzi np. skargę senatorów PO na tzw. małą ustawę medialną (chodzi o wymianę zarządów w mediach publicznych). Sprawozdawcą został Muszyński, dokooptowano też trzech innych sędziów z PiS i skład został przez PiS zdominowany.
Tak się ustawia składy. I tak będzie je można ustawiać w sądach. Żeby nie było niespodzianek, jak ta uczyniona ostatnio przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, który, wbrew woli PiS, wstrzymał połączenie muzeów Westerplatte i II Wojny Światowej.
Kilka dni później Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał odszkodowanie Ryszardowi Boguckiemu za okrutne traktowanie podczas dziewięcioletniego aresztu tymczasowego: trzymanie w celi, gdzie nie mógł się wyprostować, brak spacerów na powietrzu, dręczenie głośną muzyką i światłem. Dla PiS to aberracja: Bogucki, choć nie zabił generała Papały, jednak jest gangsterem. A to znaczy, że nie należy mu się humanitarne traktowanie. Jednak wobec prawa wszyscy powinni być równi, a konstytucja zakazuje tortur i okrutnego traktowania. Nakazuje poszanowanie godności przynależnej z urodzenia każdemu człowiekowi. Na straży prawa, w tym konstytucji, stoją sądy. Sędzia Igor Tuleya, uzasadniając wyrok w sprawie Boguckiego, powiedział: „Sąd nie może ulegać presji, bo gdyby do tego doszło, skończyłaby się jego niezależność i niezawisłość sędziów”.
Dzięki zmianom zapowiedzianym przez PiS wywieranie presji nie będzie konieczne. Politycy nie tylko będą mieli decydujący wpływ na to, kto będzie sędzią i czy będzie awansować, ale także, kto zostanie usunięty z zawodu. A to dzięki stworzeniu specjalnej Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym, do której politycy dobiorą sędziów i ławników. A oskarżycielami będą prokuratorzy podlegli prokuratorowi generalnemu-ministrowi sprawiedliwości.
W takiej sytuacji wstrzymanie połączenia muzeów wbrew woli ministra kultury będzie aktem heroizmu. Ilu będziemy mieli heroicznych sędziów? Jaka będzie szansa, że nasz spór, np. z urzędem podatkowym, trafi do takiego sędziego? I na to, że sędziowie w sądzie odwoławczym będą równie heroiczni?
Władza PiS tłumaczy, że to właśnie polityczny nadzór nad sądami ma gwarantować sprawiedliwość. Przykład daje minister-prokurator Ziobro: dziennikarze średnio raz na tydzień dostają rozsyłane przez biura prasowe ministerstwa lub Prokuratury Krajowej notatki, że oto minister-prokurator wytropił w jakimś sądzie niesprawiedliwość i posłał tam człowieka, żeby zrobił porządek.
Proponowane rozwiązania są standardem w krajach Europy Zachodniej – zapewnia minister-prokurator Ziobro. A Ministerstwo Sprawiedliwości umieściło na stronie internetowej notki o trybie wybierania sędziów w wybranych krajach Europy.
I tak na przykład w Austrii sędziowie są mianowani przez prezydenta federalnego na wniosek rządu federalnego lub z jego upoważnienia przez właściwego ministra federalnego; podobnie w Danii, gdzie „od ponad dwustu lat sędziowie rekrutują się z korpusu urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości”; w Niemczech natomiast sędziów federalnych mianuje i odwołuje prezydent federalny w porozumieniu z komisją złożoną z przedstawicieli parlamentu i rządu.
Te przykłady mają świadczyć o tym, że polityczny wybór sędziów jak najbardziej mieści się w europejskich standardach.
Tyle że większość tych rozwiązań to pozostałości historyczne. A obyczaj krajów, w których obowiązują, powoduje, że władza polityczna nie używa swoich uprawnień do mianowania sędziami osób dyspozycyjnych, niemających etycznych i merytorycznych kwalifikacji do pełnienia tego urzędu. To dziesiątki, czasem setki lat kształtowania się kultury politycznej gwarantuje w tych krajach niezależność sądów i niezawisłość sędziów.
Peerelowskie standarty
Jak działa przywiązanie do trójpodziału władzy, widać w ostatnich dniach w USA, gdzie sędziowie nominowani są przez prezydenta i zatwierdzani przez Senat większością 2/3 głosów. A więc polityczne. A mimo to sędzia federalny stanu Waszyngton James Robart zawiesił dekret prezydenta Trumpa zakazujący wpuszczania do Stanów obywateli siedmiu państw islamskich, mimo że mają ważne wizy do USA lub chcą ubiegać się o status uchodźcy. Sędzia Robart nie przestraszył się prezydenta, mimo że ten (cytując chyba Jarosława Kaczyńskiego mówiącego o Trybunale Konstytucyjnym?) nazwał go „tak zwanym sędzią”, a jego postanowienie „opinią”. Sąd apelacyjny odrzucił odwołanie rządu. A rząd uszanował decyzję sądu i wydał polecenie wstrzymania wykonywania dekretu prezydenta. Poszanowanie trójpodziału władzy jest oczywistą oczywistością także dla urzędników Trumpa. To bezpiecznik, który działa wtedy, gdy jakiś element władzy się wyradza.
W Polsce taka kultura prawna się nie wykształciła. Władza sądownicza jest przez polityków od lat kwestionowana. Podsycają w opinii publicznej przekonanie, że sędziowie to „kasta dbająca tylko o własne interesy”. Zaś gwarancją sprawiedliwości jest poddanie ich politycznej kontroli. Co skutecznie zrobiono już z prokuratorami.
Europejskie standardy nominacji sędziowskich wyznacza działająca przy Radzie Europy Komisja Wenecka, w skład której wchodzą prawnicze autorytety ze wszystkich kontynentów. A także Europejska Sieć Rad Sądownictwa (ENCJ), której Rada Wykonawcza, kilka dni po upublicznieniu przez ministerstwo projektu ustawy o KRS, wydała opinię, w której ocenia, że „projekt zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa może zaszkodzić niezależności sądownictwa w Polsce (…) i wzbudza obawę, że rząd chce przejąć kontrolę nad Radą”. ENCJ przypomina, że według europejskich standardów – ustalonych m.in. przez Komisję Wenecką i Radę Konsultacyjną Sędziów Europejskich przy Radzie Europy – sędziów powinni wybierać sędziowie.
Krajowa Rada Sądownictwa, rzecznik praw obywatelskich, Sąd Najwyższy, Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej i obradujący w poprzedni poniedziałek w Warszawie sędziowie delegaci okręgów i apelacji sądowych zgodnie uznali pomysły PiS za naruszające konstytucyjne przepisy o Krajowej Radzie Sądownictwa, konstytucyjne gwarancje niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Oraz zasady: odrębności władzy sądowniczej, trójpodziału, równowagi i wzajemnej kontroli władz.
Na argument PiS, że sędziowie wybierani przez sędziów nie mają demokratycznej legitymacji, KRS w swojej opinii odpowiada: „Naród, przez swoich przedstawicieli – w szczególności przez Prezydenta, posłów i senatorów – ma zapewniony stały wpływ na personalny i merytoryczny aspekt władzy sądowniczej. Prezydent nie tylko powołuje sędziów, ale również – razem z posłami i senatorami – uczestniczy w procesie ustawodawczym. Z kolei Minister Sprawiedliwości tworzy i znosi sądy, decyduje o przydziale etatów orzeczniczych, sprawuje administracyjny nadzór nad działalnością sądów powszechnych, powołuje prezesów i dyrektorów sądów powszechnych oraz ustala budżet sądownictwa powszechnego. Przedstawiciele Narodu mają decydujący wpływ na treść obowiązującego w Polsce prawa, w tym przepisów określających kryteria stawiane kandydatom na urząd sędziego, ustrój i organizację sądownictwa, a przede wszystkim przepisy regulujące tryb postępowania przed sądami i treść prawa materialnego, wyznaczającą podstawę i granice orzekania przez sądy. Innymi słowy, demokratyczna legitymacja sądownictwa wynika nie tylko z realnego wpływu Prezydenta RP na nominacje sędziów (sędzią sądu nie można zostać w innym trybie, jak tylko na mocy aktu Prezydenta RP), lecz przede wszystkim z tego, że sądy działają na podstawie i w granicach prawa, uchwalanego przez Sejm, przy udziale Senatu i Prezydenta RP”.
KRS przypomina też, że konstytucję, która przewiduje dominującą rolę sędziów w Krajowej Radzie Sądownictwa, przyjął naród w referendum.
Polska po 1989 r. wprowadziła szereg unikalnych rozwiązań, które miały nas chronić przed powrotem monowładzy. Państwo PiS metodycznie je rozmontowuje. Nasze rozwiązania dotyczące wyboru i kompetencji Krajowej Rady Sądownictwa Komisja Wenecka stawiała światu za wzór. Podobnie jak przepisy o Państwowej Komisji Wyborczej, złożonej z sędziów. W wielu krajach takie organy wyborcze składają się z polityków. Polskie rozwiązanie uznaje się w Radzie Europy za najlepiej gwarantujące demokratyczne i wolne wybory. Ciekawe, jak długo będzie jeszcze obowiązywać? W odróżnieniu od KRS, przepisy o PKW nie mają konstytucyjnego umocowania. Podobnie jak pozycja prokuratury. PiS w miesiąc udało się przekształcić prokuraturę w swój organ wykonawczy. A z ustawy o IPN pozbyto się uchwalonych na początku rządów PO przepisów, które pozwalały parlamentowi wybierać członków Rady IPN i prezesa tylko spośród niepolitycznych kandydatów wskazanych przez uniwersyteckie wydziały historii.
W projekcie konstytucji PiS z 2010 r. sędziowie i prokuratorzy nie mają zakazu należenia do partii. Tak jak w PRL. Tam sędziów mianowała Rada Państwa – ciało wyłaniane przez Sejm, które łączyło funkcje władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej. Pojawiło się w miejsce zniesionego urzędu prezydenta. Rada Państwa powoływała sędziów na wniosek ministra sprawiedliwości. Mogła też sędziego pozbawić stanowiska, jeśli uznała, że nie daje gwarancji właściwego (czytaj: zgodnego z wolą PZPR) pełnienia urzędu.
Projekty PiS: zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa, o ustroju sądów powszechnych i o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, zmierzają do odtworzenia peerelowskiego standardu.
Co dalej? Zapewne to, co z Trybunałem Konstytucyjnym. Wypowie się krytycznie Komisja Wenecka, Komisja Europejska da polskiemu rządowi kolejne ostrzeżenie w ramach procedury kontroli konstytucyjności. I – jak w przypadku Trybunału – nie obejdzie to pisowskiej władzy. Tym bardziej że opinia publiczna łatwiej niż w przypadku Trybunału kupi pisowski argument o „kaście”, którą trzeba poddać „demokratycznej kontroli”. Sprawowanej przez ministra-prokuratora Ziobrę. To u niego trzeba będzie mieć chody, żeby wygrać sprawę w sądzie.
Co będzie z sędziami? To, co w PRL. Będą sędziowie unikający kłopotów, sędziowie robiący karierę i sędziowie, którzy orzekają wedle własnego poczucia sprawiedliwości niezależnie od tego, czy to się władzy spodoba. Bo niezawisłość to cecha osoby, a nie przepisów. Przyzwoitości nie da się zagwarantować prawem. Prawo może jedynie ułatwiać jej dochowanie. To, czy Polska będzie państwem prawnym, tak czy inaczej będzie zależeć od sędziów.
„O każdy cal sprawiedliwości należy teraz walczyć i obowiązek ten spoczywa na sędziach. Nie ma walki bez ofiar” – mówiła prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf w zeszły poniedziałek na zjeździe sędziów. Po KRS przyjdzie kolej na Sąd Najwyższy.