PiS musi „suwerenowi” zohydzić sędziów, by przejąć trzecią władzę. Same zmiany prawne nie wystarczą. „Żądam dymisji sędziego Żurka” – oświadczył wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki w TVN24, gdy „Super Express” „ujawnił” w zeszły wtorek, że rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa nie płaci alimentów. Tak jak prezes Rzepliński symbolizował Trybunał, tak sędzia Żurek jest dziś twarzą sądów powszechnych. Najbardziej chyba znanym sędzią w Polsce dobitnie komentującym kolejne zamachy PiS na niezawisłość sędziowską, niezależność sądów i trójpodział władzy.
Z sądami, tak jak z Trybunałem, PiS toczy walkę kilkoma rodzajami broni. Pierwszy: atak na samą ideę niezależności sądownictwa: to władza niedemokratycznie wybrana, uzurpatorzy, darmozjady, korporacja działająca na rzecz własnych interesów kosztem prawa „zwykłych ludzi” do sprawiedliwości.
Obrzydła kasta
Drugi rodzaj broni polega na przedstawieniu sędziów jako grupy osobników patologicznych. To złodzieje: sędzia kradnący pendrive’y. To alkoholicy: sędzia w stanie spoczynku, która odmówiła dmuchania w alkomat, zasłaniając się immunitetem. To polityczne oszołomy: sędzia Wojciech Łączewski, który najpierw skazał Mariusza Kamińskiego za prowokację CBA w Ministerstwie Rolnictwa, a potem, kontynuując zwalczanie PiS, miał spiskować przez Facebook z szefem „Newsweeka” Tomaszem Lisem w celu obalenia rządu. Zarzuty do konkretnych osób raz są prawdziwe, raz nie. Ale: pars pro toto, więc: sędziowie to złodzieje, oszołomy, alkoholicy.
I alimenciarze. Bo po serii krytycznych wypowiedzi sędziego Waldemara Żurka na temat pisowskich pomysłów na reformę wymiaru sprawiedliwości i Krajowej Rady Sądownictwa czytamy w „SE”, że sędzia miga się od alimentów.