Gra o tron
Jarosław Kaczyński przez lata walczył o zdobycie, a następnie utrzymanie przywództwa na prawicy. Z jego punktu widzenia nie może być konkurencyjnego ośrodka władzy, innego układu odniesienia, gabinetu równie ważnego jak ten przy Nowogrodzkiej.
Andrzej Duda, chcąc nie chcąc, naruszył monopol Kaczyńskiego, wetując ustawy sądowe. Z podwładnego przeistoczył się w partnera, i to partnera uzbrojonego, nieprzewidywalnego i nieodwoływalnego. Jest do tego popularniejszy niż kiedykolwiek, bo po wecie podskoczyły oceny jego pracy (o 10 pkt proc.) i zaufanie (o 11 pkt, sondaże CBOS). W konflikcie o sądy Polacy nie uwierzyli ani PiS, ani opozycji – największą ufność wzbudziły działania prezydenta.
Wybicie się Dudy na niepodległość może zachęcić innych polityków do rozważań o ich własnej podmiotowości. Albo, co byłoby równie oburzające, do szukania przystani w Pałacu.
Weto pochwalili europosłowie wybrani z list PiS Marek Jurek i Kazimierz Ujazdowski, były europoseł Paweł Kowal, na prawicy niechciani i zmarginalizowani. Ale przy prezydencie stanęli również bardziej czynni politycy, jak wicepremier Jarosław Gowin czy Paweł Kukiz. To wystarczyło, by zaczęły się spekulacje o „partii prezydenckiej”, na razie mocno oddalone od realiów, ale i tak siejące niepokój w niektórych pisowskich głowach.
A przecież z ruchu prezydenta na swój sposób próbował skorzystać też Zbigniew Ziobro. Starał się zbudować podmiotowość w kontrze do Dudy; formalnie atakował go z pozycji PiS, ale grał na siebie, tworząc wizerunek twardego (twardszego niż Kaczyński) bojownika o „naprawę sądownictwa”.
– Po wecie Kaczyński musi pokazać, że nie będzie dwóch liderów na prawicy. Mało prawdopodobne, by udał, że nic się nie stało, i odpuścił prezydentowi.