Ostał mu się jeno Smoleńsk. Zdymisjonowany minister obrony Antoni Macierewicz został powołany przez swojego następcę, ministra Błaszczaka, na szefa podkomisji smoleńskiej. W ten sposób Macierewicz zatoczył w swej karierze koło i wrócił do punktu wyjścia. Jest znów posłem i działaczem PiS oddelegowanym do sprawy katastrofy.
Na nowym stanowisku będzie po staremu robił wszystko, by dowieść już w tym roku, roku stulecia niepodległości, że katastrofa była celowym aktem zagłady prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego współpracowników, mającym zniszczyć patriotyczną elitę na rozkaz opozycji albo wroga zewnętrznego: Niemiec lub Rosji.
Jak Macierewicza zapamięta historia?
Na obronie tej tezy, pozbawionej solidnych dowodów, Macierewicz zrobił karierę na prawicy i prawdopodobnie tak zapamięta go historia. Na razie jednak nie powiedział ostatniego słowa. Ma swoich ludzi w parlamentarnej frakcji PiS, w rządzie i armii. W internecie rzucono hasło, by zbierać podpisy pod petycją o jego przywrócenie na stanowisku, z którego został zdjęty.
Może to być przejaw walk frakcyjnych między prawicowym betonem a bardziej umiarkowanymi pisowcami w kancelariach prezydenta Dudy i premiera Morawickiego. Jej wynik nie jest rozstrzygnięty: Macierewicz na razie nie wypadł z puli pretendentów do objęcia przywództwa PiS po Kaczyńskim. To, czy wypadnie, zależy teraz od oceny raportu smoleńskiego, jaki ma przygotować.
Do porekonstrukcyjnych ruchów kadrowych PiS należy także