Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nitras punktuje Brudzińskiego. Wreszcie dobry dzień dla opozycji

Joachim Brudziński Joachim Brudziński Sejm RP / Flickr CC by 2.0
Sejmowa debata to pokłosie reportażu „Superwizjera” wyemitowanego w niedzielę. Opozycja wykorzystała szansę na wyjście z impasu.

Wystąpienie szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego miało zapewnić zebranych na sali posłów i opinię publiczną, że ekstremistyczne grupy odwołujące się do nazizmu stanowią „margines marginesu”. Minister przekonywał, że w takich sytuacjach reagować będzie policja, a jego resort pozostawi „zero tolerancji dla przejawów propagowania, gloryfikowania jakichkolwiek totalitaryzmów”.

Zaraz później dodał, że „dużym błędem logicznym jest określanie tych osób jako prawicowców” i że niektórzy politolodzy sytuują nazizm po lewej stronie. Odwołał się też do nazwy partii Adolfa Hitlera, czyli Narodowo-Socjalistycznej Partii Niemiec, zwracając uwagę na jej drugi człon.

To podobna opinia, którą pół roku temu lansował na łamach tygodnika „Do Rzeczy” historyk Piotr Zychowicz. Oczywiście jest to rażące i infantylne uproszczenie. Poglądy Adolfa Hitlera były nad wyraz eklektyczne i nie da się ich prosto zaklasyfikować. Nauki polityczne to rzecz zbyt skomplikowana, żeby zastąpić je dwoma pojęciami, którymi wymiennie można by się okładać w ramach debaty publicznej.

Zaraz później minister przeszedł do opowiadania o komunistycznych zbrodniach w Polsce, o poświęceniu Fildorfa Nila, Danuty „Inki” Sędzikówny czy rotmistrza Witolda Pileckiego. Dodał, że „incydent z tortem wafelkowym to problem wizerunkowy” w przeciwieństwie do „ataków na biura poselskie, gdzie zagrożone jest ludzkie życie”.

PiS wpada we własne sidła

Po energicznym wystąpieniu ministra Brudzińskiego nie trzeba było czekać na odpowiedź opozycji.

Reklama