Wystąpienie szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego miało zapewnić zebranych na sali posłów i opinię publiczną, że ekstremistyczne grupy odwołujące się do nazizmu stanowią „margines marginesu”. Minister przekonywał, że w takich sytuacjach reagować będzie policja, a jego resort pozostawi „zero tolerancji dla przejawów propagowania, gloryfikowania jakichkolwiek totalitaryzmów”.
Zaraz później dodał, że „dużym błędem logicznym jest określanie tych osób jako prawicowców” i że niektórzy politolodzy sytuują nazizm po lewej stronie. Odwołał się też do nazwy partii Adolfa Hitlera, czyli Narodowo-Socjalistycznej Partii Niemiec, zwracając uwagę na jej drugi człon.
To podobna opinia, którą pół roku temu lansował na łamach tygodnika „Do Rzeczy” historyk Piotr Zychowicz. Oczywiście jest to rażące i infantylne uproszczenie. Poglądy Adolfa Hitlera były nad wyraz eklektyczne i nie da się ich prosto zaklasyfikować. Nauki polityczne to rzecz zbyt skomplikowana, żeby zastąpić je dwoma pojęciami, którymi wymiennie można by się okładać w ramach debaty publicznej.
Zaraz później minister przeszedł do opowiadania o komunistycznych zbrodniach w Polsce, o poświęceniu Fildorfa Nila, Danuty „Inki” Sędzikówny czy rotmistrza Witolda Pileckiego. Dodał, że „incydent z tortem wafelkowym to problem wizerunkowy” w przeciwieństwie do „ataków na biura poselskie, gdzie zagrożone jest ludzkie życie”.
PiS wpada we własne sidła
Po energicznym wystąpieniu ministra Brudzińskiego nie trzeba było czekać na odpowiedź opozycji. Do udanych można zaliczyć Sławomira Nitrasa z Platformy Obywatelskiej, który celnie wypominał rasistowskie wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nitras cytował Twittera posła PiS Jana Mosińskiego, który nazwał Adama Szejnfelda i Waldemara Kuczyńskiego „kaliskimi Żydami”, a Aleksandra Smolara „etatowym Żydem”.
Co ciekawe, kamery TVN24 jednocześnie rejestrowały reakcję Joachima Brudzińskiego i Mariusza Kamińskiego na wystąpienie Nitrasa. Obaj panowie byli bardzo zaskoczeni i ewidentnie spotkali się z powyższymi cytatami po raz pierwszy. Wszak o bulwersujących wypowiedziach posła Mosińskiego media związane z Prawem i Sprawiedliwością nigdy nie pisały.
Obok Sławomira Nitrasa wyróżnił się także Cezary Tomczyk, który przypominał, jak poseł Winnicki zapraszał do Sejmu włoskich faszystów (w tym Roberto Fiore posiadającego w swoim dossier działalność w organizacji terrorystycznej), a także prezentował zdjęcia Zbigniewa Ziobry z Piotrem Rybakiem, odpowiedzialnym za spalenie kukły Żyda we Wrocławiu.
Faszyści chodzą w garniturach
Sytuacja, w której obie strony sporu politycznego przerzucają się odpowiedzialnością za działalność Dumy i Nowoczesności (PiS z maniackim uporem powtarza, że stowarzyszenie założono w 2011 roku, czyli za rządów PO), oddala od istoty problemu. Faszyści byli w Polsce zawsze, ale nie zawsze byli w parlamencie.
Nie zawsze mieli pozwolenie na organizowanie dorocznych jasełek w postaci Marszu Niepodległości, nie zawsze mogli prezentować swoje hasła w publicznej telewizji. Politycy prawicy, wchodząc na sejmową mównicę, powielali schematy wypowiedzi, według których faszyzm może być wyłącznie niemiecki, a komunizm rosyjski. Przypomina to kierowaną do dzieci kampanię społeczną „Czy potrafisz rozpoznać przestępcę?”. Oczywiście, przestępca ma brodę, jest ubrany na czarno, a na plecach nosi wielki worek na fanty, tak jak każdy faszysta nosi mundur SS i pałaszuje tort z wafelkową swastyką.
Tak jakby posłowie PiS nie zadawali sobie pytań, kto zabił prezydenta Gabriela Narutowicza, kto zakładał getto ławkowe, czy kto odpowiada za wyjazd 12 tysięcy polskich Żydów w 1968 roku. To chyba niezły temat do refleksji w przededniu 50 rocznicy „marca”.