Ani Beata Szydło, wicepremier do spraw społecznych, ani Elżbieta Rafalska, minister rodziny i polityki społecznej, nie stracą stanowisk tylko dlatego, iż opozycja uznała, że źle wykonują swoje obowiązki. Prawu i Sprawiedliwości wystarczy głosów, żeby wniosek o odwołanie wylądował w koszu. I nikt się nie będzie zastanawiał, czy był zasadny.
Szkoda, że w parlamencie, w którym zrezygnowano z debat, nie padnie pytanie, jaką politykę społeczną prowadzi obecna ekipa rządząca. Jakie cele chce osiągnąć i realizacja których jest najważniejsza. Hasła o zmniejszaniu nierówności czy zwiększaniu dzietności chętnie powtarzane przez liderów PiS, zanim ta partia przejęła władzę, wydają się coraz mniej aktualne, a w każdym razie nie najważniejsze.
Priorytety i skutki (nie)społecznej polityki PiS
To, że rodziny zamożne na każde drugie i kolejne dziecko otrzymują od państwa 500 zł miesięcznie bez żadnych warunków, a samotni rodzice tylko wtedy, gdy klepią biedę, jest polityką nie tyle społeczną, co dziwaczną, bardzo w dodatku niesprawiedliwą. Co jest jej celem? Obrońcy polityki PiS twierdzą, że dzięki tej polityce zmniejszono skrajne ubóstwo w rodzinach wielodzietnych. Ale specjaliści od polityki społecznej zapewniają, że – jeśli tak – to ten cel można było osiągnąć za o wiele mniejsze pieniądze. Dlaczego więc wydajemy prawie 24 mld zł rocznie? I dlaczego państwo jest tak rozrzutne, wspomagając rodziny, którym niczego nie brakuje, natomiast tak skąpe i bezwzględne wobec niepełnosprawnych, którzy znajdują się w bardzo trudnej sytuacji?