Poszło o tweet lidera liberalnych demokratów ALDE. Guy Verhofstadt napisał, że w Europie funkcjonuje „piąta kolumna” prezydenta Putina, która dąży do osłabienia Unii Europejskiej za pieniądze Moskwy.
Wśród „zapiewajłów” chóru politycznych sprzymierzeńców Putina w obrębie UE Verhofstadt wymienił prezesa Kaczyńskiego. Replikowała mu tą samą drogą Beata Mazurek. Odrzuciła insynuację, że PiS ma cokolwiek do zawdzięczenia rosyjskim funduszom i rosyjskim służbom. Spotkamy się w sądzie! – spuentowała.
Czytaj także: Parlament Europejski kolejny raz debatował o Polsce
Gdyby nie temat i wysoka ranga polemistów, wojenka na tweety nie warta byłaby wzmianki. Verhofstadt znany jest ostrego języka, gdy wchodzi w spór polityczny. Tak było ostatnio ze sprawą statku z uchodźcami, któremu obecny włoski minister spraw wewnętrznych Salvini zabronił zawinięcia w porcie na terytorium Włoch. Salvini, lider skrajnie prawicowej Ligi, też trafił na „czarną listę” belgijskiego liberała.
Mazurek potwierdza stereotyp polityków PiS
Temat rosyjskiej dywersji w państwach demokratycznego Zachodu nie jest wyssany z palca. Niemal codziennie media zachodnie przynoszą o tym niepokojące informacje. Naturalnie zarzuty o współpracy w dywersji polityków unijnych nie mogą być rzucane na wiatr, choć w sensie procesowym Verhofstadt prawdopodobnie łatwo by się wybronił.
Debata parlamentarna ma swoje prawa. Im bardziej jest otwarta, tym lepiej oddaje zróżnicowanie poglądów w społeczeństwach. Pozywanie do sądu – i jakiego, pani Rzeczniczko?! – nie wypada w tym przypadku przekonująco. Potwierdza za to negatywny stereotyp polityków PiS jako pieniaczy niezdolnych do przyjęcia krytyki w wolnej debacie parlamentarnej.
Na szczęście marszałek Parlamentu Europejskiego nie blokuje dostępu obywateli do budynków parlamentarnych, ani nie zabrania zabierania głosu posłom opozycji. Nie pochwalam skrótu myślowego użytego w dobrej sprawie przez Guya Verhofstadta, ale mam wrażenie, że marszałek Mazurek chyba pomylił się Europarlament z polskim Sejmem kontrolowanym przez PiS.