Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Obchody 550-lecia parlamentaryzmu odbyły się nie wiadomo po co

Obchody 550. rocznicy polskiego parlamentaryzmu na pl. Zamkowym w Warszawie Obchody 550. rocznicy polskiego parlamentaryzmu na pl. Zamkowym w Warszawie Jakub Szymczuk / Kancelaria Prezydenta RP
Groteskowy namiot za milion złotych na placu Zamkowym, w którym zebrało się Zgromadzenie Narodowe na rocznicowe pogaduchy, doskonale sprawdził się w roli symbolu obecnego Sejmu jako nikomu niepotrzebnej, za to kosztownej dekoracji.

Obchody 550. rocznicy polskiego parlamentaryzmu okazały się dokładnie takie jak nasz parlamentaryzm pod rządami PiS. Nawet ich lapidarny program już sugerował, że odbywają się właściwie nie wiadomo po co. Niczym dopust boży, który trzeba z przepychem odbębnić. Choć gdyby przymusowej celebry sobie oszczędzono, nic takiego by się przecież nie stało. To mniej więcej tak jak z polskim Sejmem pod batem marszałka-ekonoma Kuchcińskiego, mechanicznie legalizującym wytyczne z Nowogrodzkiej. Ileż czasu i pieniędzy by oszczędzono, gdyby zrezygnowano z tego wymogu, a „dobra zmiana” i tak byłaby dokładnie w tym miejscu, w którym jest dzisiaj.

Sejm – nikomu niepotrzebna, kosztowna dekoracja

Groteskowy namiot za milion złotych na placu Zamkowym, w którym zebrało się Zgromadzenie Narodowe na rocznicowe pogaduchy, doskonale więc sprawdził się w roli symbolu obecnego Sejmu jako nikomu niepotrzebnej, za to kosztownej dekoracji. Podobnie jak to, że właściwym uczestnikom zgromadzenia, czyli parlamentarzystom, z zasady odmówiono pod namiotem głosu. Przewidując dla nich jedynie uczestnictwo we mszy, wysłuchanie oracji władzy niby-wykonawczej (prezydenta) oraz wynagrodzenie w postaci darmowego lunchu. Czyli prawie codzienność z Wiejskiej, tyle że przystrojona w odświętne szaty.

No i przy okazji zamknięto kawał miasta, aby zwykły suweren nie zakłócił powagi celebry, co również przypomina o naszym Sejmie za płotem i szlabanem, z uzbrojonymi po zęby strażnikami marszałkowskimi i ogólną reglamentacją wstępu do owej świątyni polskiej demokracji.

Polskie ustrojowe DNA czy dna?

Owo tło nakreśliło zatem specyficzny kontekst dla retorycznych wysiłków prezydenta Dudy, sławiącego parlamentarne tradycje dawnej Rzeczpospolitej. Które – uwaga! uwaga! – po wsze czasy ustanowiły „nasze polskie ustrojowe DNA”. Lecz może trafniej byłoby zrezygnować z wielkich liter, skoro właśnie teraz zaliczamy w Polsce kolejne ustrojowe dna? Kto jak kto, ale prezydent z wykształceniem prawniczym, formalnie rzecz biorąc będący najwyższym organem władzy wykonawczej, w istocie jednak zredukowany do rangi ogniwa w łańcuchu decyzyjnym pętającym wszystkie konstytucyjne ośrodki władzy, powinien mieć tego świadomość.

Czytaj także: Ruchy obywatelskie zorganizowały własne Zgromadzenie Narodowe

Nowe prawo uchwalane w kilka godzin

Akurat dzień wcześniej marszałek Sejmu nadał numer drukowi złożonej przez PiS interwencyjnej nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, zmieniającej tryb wyboru I Prezesa SN. To oczywiście nie najbardziej drastyczny, niemniej modelowy przykład tego, jak władza uchwałodawcza, ów spadkobierca 550-letnich tradycji polskiego parlamentaryzmu, ingeruje w wewnętrzny ład podobno niezawisłej władzy sądowniczej. Źli faceci w togach na złość suwerenowi chcą wykorzystać obowiązujące procedury, aby ocalić ducha swej najważniejszej instytucji? No to ciach po procedurach, teraz mogą się co najwyżej brzytwy złapać. Grunt, żeby nasze (czytaj: pisowskie) było na wierzchu. Zresztą nawet w uzasadnieniu projektu otwartym tekstem stwierdzono, iż zmiany służą „szybszemu” wyborowi pierwszego prezesa. A po co się spieszyć? Wiadomo – trzeba stworzyć fakty dokonane, zanim Trybunał Sprawiedliwości UE zajmie się polską „reformą sądów”.

Tak właśnie w państwie PiS od blisko trzech lat uchwala się prawo. Trzeba coś szybko załatwić, kogoś pognębić, zalegalizować jakiś łup. Dziennik ustaw jest jak codzienna gazeta, która po jednorazowej lekturze ląduje w koszu. I któż by po nim płakał, skoro w każdej chwili można zwołać Sejm i Senat, aby w kilka godzin uchwalić nowe prawo?

Rocznica, czyli parodia święta

Z nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym rzecz jasna będzie tak samo. Uchwałodawca bez zbędnego gadania uchwali, najwyższy wykonawca – zgodnie z własnym DNA – rzecz podpisze, wskutek czego resztki niezależnego polskiego sądu tak samo zostaną włączone do wspólnego łańcuszka pętającego kluczowe ośrodki ustrojowe. I wreszcie wszystkie moce państwa, już teraz bez wyjątku, poddane będą woli człowieka, który sam o sobie mówi, iż jest „skromnym szeregowym posłem”. Tak to u nas działa, czyniąc wszelkie rocznicowe zaklęcia ich własną kpiną i parodią właściwego stanu rzeczy.

Co oczywiście bojkotująca obchody opozycja słusznie wykrzyczała, choć rutynowość tej krytyki nic przecież nie zmieni. W wielkiej ustrojowej dekoracji każda aktorska kwestia, nawet jeśli wygłoszona od serca, z czasem popada w sztuczność. Więc i tym razem opozycyjna krytyka uwrażliwiła pewnie tylko nielicznych już uwrażliwionych, obojętnych pozostawiając obojętnymi. To już jednak kwestia nie ustrojowego, lecz obywatelskiego d-n-a.

Czytaj także: Posłowie opozycji nie są od tego, żeby zapewniać komfort psychiczny premierowi

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną