Jeśli procentowy wynik w wyborach do sejmików jest barometrem sympatii politycznych Polaków, to na razie PiS obronił swoją pozycję. Choć zwycięstwo partii rządzącej nie jest już tak zdecydowane jak trzy lata temu. W realiach naszej ordynacji kluczowa jest zawsze różnica pomiędzy dwoma najsilniejszymi ugrupowaniami. Im większa, tym więcej zwycięzca „zasysa” dodatkowych mandatów (kosztem ugrupowań, które znalazły się pod progiem). W 2015 r. PiS pokonał PO różnicą ponad 13 punktów procentowych, co przyczyniło się do zdobycia przez tę partię większości. W zanadrzu jako potencjalnego koalicjanta mając jeszcze Kukiza na czele trzeciej siły parlamentarnej.
Przewaga PiS nad KO stopniała
W tegorocznej elekcji do sejmików ugrupowanie Kaczyńskiego już nie odtworzyło tych przewag. Procentowo straciło pięć punktów (choć Koalicja Obywatelska również, jeśli porównać jej obecne zdobycze do połączonych wyników PO i Nowoczesnej z 2015 r.). Przewaga rządzących nad KO stopniała jednak do ośmiu punktów procentowych. A co najważniejsze, trzecią siłą w tych wyborach zdecydowanie okazał się PSL, który – wedle sondażu Ipsos – uzyskał imponujące 16,6 proc.
Niestety nie wiemy jeszcze, jak zostaną podzielone mandaty w sejmikach. To kluczowa informacja, bez której nie sposób klarownie odpowiedzieć na pytanie, kto „wygrał” wybory samorządowe. Ostatecznie liczyć się bowiem będzie to, ile komu przypadnie realnej władzy w urzędach marszałkowskich. Na razie wydaje się, że w większości regionów sejmikowe koalicje PO-PSL (teraz w wersji KO-PSL) powinny być kontynuowane.