To kuriozalna decyzja, która sprawia wrażenie wykrętu. Bo skoro prokuratura ustaliła osoby, które miały dostęp do akt, to dlaczego nie zdecydowała się postawić im zarzutów? – pyta mec. Antoni Kania–Sieniawski, adwokat jednego z pokrzywdzonych oficerów SKW.
Nie jest to jedyna zastanawiająca decyzja ostrołęckiej prokuratury, która zajmowała się sprawą. Przypomnijmy: chodzi o zarzuty wobec byłych szefów Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), w tym generałów Janusza Noska i Piotra Pytla, którzy zdaniem wojskowej prokuratury mieli szpiegować (gen. Nosek) i współpracować z obcym wywiadem (gen. Pytel), czyli rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Sprawa wybuchła w grudniu 2017 r., a więc w czasie, gdy ważyły się losy Antoniego Macierewicza, który przez swoich ludzi nadzorował śledczych w mundurach.
Pod zarzutami podpisał się prokurator podpułkownik Jan Zarosa z wydziału wojskowego warszawskiej prokuratury okręgowej. Choć minął już ponad rok, do dziś nie sporządził aktu oskarżenia, co więcej, żaden z podejrzanych nie jest objęty jakimkolwiek środkiem zapobiegawczym.
Czytaj także: MON nie chce ujawnić, co robi w resorcie człowiek Macierewicza
Tajna decyzja prokuratora
Za to tuż po ogłoszeniu zarzutów do TV Republika wyciekła sfotografowana tajna decyzja prokuratora. Sprawę zaczęła badać prokuratura w Ostrołęce. Początkowo wszystko szło w miarę sprawnie, oficerom SKW śledczy przyznali nawet status pokrzywdzonych, co pozwoliło im m.in. brać aktywny udział w przesłuchaniach świadków. Ale do czasu – po przesłuchaniu ppłk. Zarosy, w którym brał udział gen. Nosek, prokuratura odebrała oficerom status pokrzywdzonych, a w ostatnim dniu listopada zeszłego roku sprawę umorzyła z powodu niewykrycia sprawców.
W przesłanym POLITYCE piśmie rzecznik prasowy ostrołęckiej prokuratury informuje, że przesłuchano kilkunastu świadków, w tym prokuratorów i pracowników sekretariatu. Dzięki temu śledczym udało się ustalić „krąg osób, które posiadały dostęp do akt (…) lub ujawnionych w mediach dokumentów”. Ale podejrzanych wskazać już się nie dało, mimo że jedynymi, którzy mogli stać za wyciekiem, byli prokuratorzy z Warszawy. Bo trudno sobie wyobrazić, by oficerowie, którym postawiono zarzuty dotyczące szpiegostwa, przekazywali niekorzystne dla siebie decyzje nieprzychylnej im i bliskiej Macierewiczowi TV Republika. A skoro tak, to decyzja o umorzeniu jest zupełnie zrozumiała.