Kraj

Wyższa szkoła kultury

Szybkie kariery absolwentów uczelni o. Rydzyka

Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu – mała szkoła z wielką siłą przebicia. Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu – mała szkoła z wielką siłą przebicia. Adam Wysocki / East News
Odkąd PiS doszedł do władzy, dyplom toruńskiej uczelni Tadeusza Rydzyka jest więcej wart niż najlepszych polskich i zagranicznych uniwersytetów.
Uczelnia jest własnością Fundacji Lux Veritatis, której prezesem jest o. Tadeusz Rydzyk.Łukasz Dejnarowicz/Forum Uczelnia jest własnością Fundacji Lux Veritatis, której prezesem jest o. Tadeusz Rydzyk.
Do MON, trafił najbardziej znany absolwent WSKSiM Bartłomiej M.Krystian Maj/Forum Do MON, trafił najbardziej znany absolwent WSKSiM Bartłomiej M.

Artykuł w wersji audio

W Gdańsku prezes PiS dostawiał wolnościowego „plusa” do swojej piątki. Dokładnie w tym czasie na uczelni o. Tadeusza Rydzyka, w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej, na konferencji „Przedsiębiorstwa w Polsce. Teraźniejszość i przyszłość” wystąpiło pięciu ministrów. List do uczestników tej mało licznej imprezy przysłał premier Morawiecki. O tym, że premier zdaje sobie sprawę, jak ważna wśród dzieł o. Tadeusza jest to szkoła, świadczy fakt, że udał się do Torunia następnego dnia po tym, jak został wskazany na premiera. Toruńskie dzieła wspiera prawie cały rząd, bo stanowią ważny ośrodek na politycznej mapie „dobrej zmiany”. A i tak niedawno o. Rydzyk żalił się: „Dlaczego pieniądze idą na uniwersytety, które są przesiąknięte lewactwem, gender, a wykładowcy są często demoralizatorami przeciwko Bogu i ojczyźnie? (...) Tam ministerstwo daje środki, pomimo tego, że rządzi prawica, a tutaj nie”.

W rzeczywistości PiS bardzo hojnie dorzuca się do działalności redemptorysty. Jak wyliczył portal OKO.Press, od początku rządów do spółek i fundacji związanych z ks. Rydzykiem trafiło ponad 80 mln zł, z czego 10 mln 820 tys. zł tylko do WSKSiM (m.in. prawie 4 mln na organizację szkolenia z komunikacji dla sędziów). Uczelnia jest własnością Fundacji Lux Veritatis, której prezesem jest o. Tadeusz Rydzyk. Szkoła powstała w 2001 r. Dziś kształci na czterech kierunkach studiów licencjackich, jednym inżynierskim, dwóch magisterskich i dziewięciu podyplomowych. To m.in. dziennikarstwo, politologia, informatyka, a także ekologia, polityka gospodarcza i bankowość (pod patronatem NBP), retoryka, logistyka. Nauka jest płatna od 1,3 tys. do 2 tys. zł za semestr.

Błyskawiczna kariera

Najbardziej chyba znany absolwent to Klaudiusz Pobudzin. Karierę dziennikarską zaczynał w 2003 r. w TV Trwam. Prowadził publicystyczny program „Polski punkt widzenia”. Zaraz na początku 2016 r. z błogosławieństwem o. Rydzyka przyjechał do Warszawy robić polityczne materiały dla „Wiadomości”: o KOD, Trybunale Konstytucyjnym i tzw. wrogach prawicy, czyli o prof. Rzeplińskim czy Mateuszu Kijowskim.

Jego transfer był symbolem transformacji flagowego programu TVP. Pobudzin nie przejął się nawet tym, że kontrolowana przez obóz władzy KRRiT zarzuciła mu nierzetelność w prezentowaniu materiałów o polskiej drodze do NATO. Pominął w nich m.in. prof. Bronisława Geremka oraz prezydentów Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego. „Autor, ignorując fakty historyczne, w sposób wybiórczy i jednostronny zaprezentował wydarzenia związane z dążeniem Polski do członkostwa w NATO” – czytamy w uzasadnieniu Rady. Pobudzin przez długi czas żył w doskonałych relacjach z Jackiem Kurskim, który zrobił z niego redaktora naczelnego „Teleexpressu” (do czerwca 2017 r.), a potem awansował na szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Wtedy Pobudzin nadzorował wszystkie programy informacyjne i publicystyczne TVP. Rok temu, w styczniu, odszedł z telewizji, bo prezesowi nie podobało się, że protegowany chce być bardziej samodzielny.

Ale „dobra zmiana” o nim nie zapomniała, bo po roku został szefem biura prasowego państwowej Grupy Energa. Poproszony o rozmowę na temat swojej nowej aktywności zawodowej, szef biura prasowego spółki odpowiedział POLITYCE: „Nie przewiduję”. Energa to jedna z czterech największych grup energetycznych w Polsce. Dostarcza prąd ponad 3 mln klientów, zarówno gospodarstwom domowym, jak i przedsiębiorcom. Na stronie spółki czytamy, że „Zarząd Energa S.A. planuje stworzenie nowoczesnego systemu komunikacji z mediami i klientami” i zadanie to powierzył Pobudzinowi.

Ekonomista prof. Andrzej Koźmiński, specjalizujący się w zarządzaniu, mówi, że etatami specjalistów od komunikacji i piaru w państwowych spółkach często obdarowuje się ludzi, których chce się z jakiegoś powodu wynagrodzić. – W wielu państwowych spółkach, które są faktycznymi monopolistami, komunikacją zajmują się nie fachowcy, ale polityczni nominaci. Te stanowiska to polityczna danina.

W innej spółce energetycznej, Grupie TAURON, która dostarcza energię do 5,5 mln klientów i jest największym dystrybutorem energii elektrycznej w Polsce, odnajdujemy Paulinę Gretkę, specjalistkę ds. promocji. Gretka w 2015 r. obroniła magisterkę w szkole ojca Rydzyka na dziennikarstwie politycznym i kulturze medialnej. Najpierw do 2017 r. w dużych sieciówkach kosmetycznych była kolejno makijażystką, „specjalistką ds. perfum” i ds. pielęgnacji. Na szerokie wody w państwowej spółce wypłynęła w sierpniu zeszłego roku. Najpierw obejmując posadę specjalistki ds. mediów, a trzy miesiące temu awansowała na specjalistkę ds. promocji. Ostatnio organizowała dla spółki konkurs promocyjny, w którym trzeba było odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego hokej to śląska specjalność”. – Pani Paulina dość szybko i spektakularnie awansuje w ramach grupy. Proszę zwrócić uwagę, że inni członkowie zespołu, specjaliści od komunikacji, którzy ukończyli prestiżowe studia, na awanse musieli długo i ciężko pracować – mówi osoba z Tauronu.

Kolejna firma energetyczna i kolejna kariera. „Wyższe wykształcenie na kierunkach dziennikarstwo oraz politologia, ciągły rozwój zawodowy, blisko 10-letnie doświadczenie zawodowe (w tym PR-owe) zdobyte zarówno w Spółce, jak i na rynku zewnętrznym, oraz posiadane przez nią kompetencje miękkie, myślenie biznesowe i innowacyjność” – tak zarząd Polskiej Spółki Gazownictwa uzasadniał powierzenie stanowiska dyrektora do spraw komunikacji Magdalenie Wiciak, absolwentce szkoły o. Tadeusza Rydzyka. W 2011 r. dała się poznać jako kandydatka PiS na posłankę. Nie dostała się do Sejmu, choć była promowana na plakatach wyborczych PiS. Pozowała z innymi tzw. aniołkami Jarosława Kaczyńskiego.

Po nadejściu rządów PiS przyspieszyła też kariera Elżbiety Kisil. Po skończeniu „polityki społeczno-ekonomicznej” na toruńskiej uczelni pracowała w Klubie Parlamentarnym PiS. Potem zauważył ją minister transportu i budownictwa Andrzej Adamczyk i wziął na swoją rzeczniczkę prasową. To on nakazał podległym resortowi prezesom m.in. PKP, GDDKiA czy GITD wysłać do Klaudiusza Pobudzina (ówczesnego szefa TAI) podziękowania za pracę „na rzecz tego, aby polska opinia publiczna była na bieżąco informowana o inwestycjach i inicjatywach”. Leszek Kraskowski, były dziennikarz śledczy, dziś zajmujący się piarem, uważa, że Kisil została rzeczniczką głównie dlatego, że jest żoną kierowcy Jarosława Kaczyńskiego. Zwraca uwagę, że Elżbieta Kisil co jakiś czas wywoływała poważne kryzysy medialne. Na przykład wiosną 2016 r. zakomunikowała, że od 1 stycznia nowego roku wszyscy emeryci, studenci, uczniowie stracą prawa do ulgowych przejazdów koleją i autobusami, co było nieprawdą. „Okazało się, że rzeczniczka była nie do ruszenia, a obecna władza bije rekordy w zatrudnianiu na stanowiskach rzeczników nieprofesjonalnych ludzi” – uważa Kraskowski. Na początku 2017 r. Kisil, której zdjęcia publikowane przez nią na Facebooku często przedrukowywały tabloidy, odeszła z ministerstwa. Pod koniec marca znajdujemy w mediach społecznościowych jej zdjęcie z zarządem Centralnego Domu Maklerskiego Pekao. – Wiemy, że przyszła tu z politycznego nadania. Ale CDM Pekao to mała spółka, pracują tu ludzie związani z firmą od lat i zadbają o to, aby pani Kisil nie narobiła szkód – słyszymy od osoby z biura.

Idźmy dalej. Rzeczniczką prasową Ośrodka Rozwoju Edukacji (ORE), instytucji doskonalenia nauczycieli prowadzonej przez MEN, jest Zuzanna Sikora. Jeszcze jako studentka przez rok, do 2015 r., zajmowała samodzielne stanowisko ds. public relations radomskiego lotniska. Promocja nie szła chyba najlepiej, więc przeniosła się do gabinetu minister Anny Zalewskiej na jej doradczynię. Od 2016 r. jest już rzeczniczką ORE. W wydziale promocji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego odnalazła się Maria Magdalena Żukowska, która po dwumiesięcznym stażu, pół roku temu, dostała tu pracę.

Dobre relacje

Poza funkcjami rzeczników i dyrektorów do spraw komunikacji w państwowych spółkach wielu toruńskich absolwentów trafiło do TVP. Nie tylko Klaudiusz Pobudzin. Michał Bąkowski politologię skończył tu w 2015 r. i dobrze się dla niego złożyło, bo wtedy przecież PiS przejął władzę i szukał ludzi do pracy. Najpierw Bąkowski na prawie dwa lata zatrudnił się w MON. Wśród swoich obowiązków na stanowisku specjalisty ds. promocji napisał na LinkedIn (zawodowa sieć społecznościowa): zarządzanie kilkumilionowym budżetem, planowanie i realizacja strategii promocyjnych, organizowanie konferencji prasowych, spotkań wewnątrz i międzyresortowych, negocjacje z oferentami. Duża odpowiedzialność jak na debiutanta na rynku pracy. A do swoich osiągnięć zaliczył: „Szczyt NATO w Warszawie – planowanie i realizacja strategii promocyjnej”. Teraz, od sierpnia 2017 r., jest specjalistą ds. piaru w TVP. Tu zaś zajmuje go: „kształtowanie i promocja wizerunku marek programowych, utrzymywanie relacji z dziennikarzami, aktorami, agencjami gwiazd i negocjacje z oferentami”.

Do MON, podobnie jak Bąkowski, trafił najbardziej znany absolwent WSKSiM Bartłomiej M., były rzecznik szefa MON Antoniego Macierewicza. W 2018 r. ukończył w szkole ojca dyrektora studia licencjackie i obronił pracę pt. „Szczyt NATO 2016 w Warszawie i jego wpływ na bezpieczeństwo Polski”. Następnie rozpoczął tu studia magisterskie na kierunku politologia. I studia, i jego karierę przerwało aresztowanie. Bartłomiejowi M. prokuratura zarzuca między innymi powoływanie się na wpływy i czerpanie z tego korzyści materialnych. Został tymczasowo aresztowany do maja, czemu nie zapobiegło nawet poręczenie o. Rydzyka o treści: „Z tego, co znam Pana Bartłomieja M., to zawsze zachowywał się odpowiedzialnie, a przez ostatnie lata, jako student WSKSiM w Toruniu, nie tylko bez zastrzeżeń, ale bardzo przykładnie”.

Poważne problemy prawne ma także Mariusz Olchowik. Olchowik na pewno zaczynał dziennikarstwo w szkole o. Rydzyka, ale nie wiadomo, czy skończył. Jest jednak protegowanym ważnej w Toruniu osoby. To Andrzej Jaworski, były poseł PiS, po nastaniu „dobrej zmiany” został na rok prezesem PZU (zarobił ok. 2 mln zł), potem był w zarządzie Krajowej Spółki Cukrowej. Nawet jego zawieszenie w prawach członka PiS za to, że nie poparł Kacpra Płażyńskiego na prezydenta Gdańska, było podobno trzymane w partii w tajemnicy – właśnie ze względu na wpływy Jaworskiego w Toruniu. To on, odchodząc niedawno z funkcji szefa związku curlingu, rekomendował na to miejsce Mariusza Olchowika. Na stronie związku Olchowik pisze o sobie: „przedsiębiorca, specjalista ds. restrukturyzacji i zarządzania zobowiązaniami, z doświadczeniem zarządzania projektami ogólnopolskimi na rzecz organizacji społecznych i religijnych”. Zasłynął jednak głównie tym, że był bliskim współpracownikiem ks. prałata Jankowskiego i prezesem instytutu, który duchowny nazwał własnym imieniem.

Ostatnio mówił w „Rzeczpospolitej”, że wierzy w niewinność prałata, i że kiedy z nim mieszkał, to nie zauważył żadnych anomalii. W roli prezesa curlingu długo się raczej nie uchowa – zgodnie z ustawą o sporcie członkiem zarządu polskiego związku sportowego nie może być osoba karana m.in. za przestępstwo umyślne. A jak ustalili dziennikarze portalu OKO.press, Olchowik był dwukrotnie skazany na karę więzienia w zawieszeniu oraz grzywnę za „zabór pojazdu mechanicznego w celu krótkotrwałego użycia”. Trwa, wszczęte przez Ministerstwo Sportu, postępowanie w sprawie odwołania Olchowika ze stanowiska prezesa.

O. Rydzyk mówił niedawno: „Mieliśmy w zamiarze, aby najpierw była to szkoła elitarna, nie masowa, wyższa szkoła, uniwersytet. (…) Są różne możliwości. Nie tylko chodzi nam o to, żeby ci ludzie byli wykształceni, ale żeby oni kształcili innych, żeby oni mieli wpływ na społeczeństwo, na naród, na właściwy rozwój, aby zyskali zawód”.

WSKMiS uplasowała się pod względem szans znalezienia pracy dla absolwentów na 5. miejscu spośród 232 publicznych i niepublicznych uczelni prowadzących studia uzupełniające magisterskie. Średni czas między obroną dyplomu a podjęciem pierwszej pracy to niecałe trzy miesiące – mówił w „Dzienniku Gazecie Prawnej” socjolog dr Mikołaj Jasiński, który na zlecenie resortu nauki i szkolnictwa wyższego zebrał i opracował dane o 130 tys. absolwentów studiów magisterskich z 2014 r. Odkąd PiS doszedł do władzy, te wyniki WSKSiM są zapewne jeszcze korzystniejsze.

A jeszcze w 2007 r. Jarosław Gowin, dziś szef resortu nauki, w „Tygodniku Powszechnym” współczuł studentom o. Rydzyka: „Będzie im się trudno odnaleźć we współczesnym świecie. Jeżeli poważnie potraktują to, czego są uczeni, będą czuli się wygnańcami. Niezależnie od tego, czy będą wiernymi uczniami ojca Rydzyka, czy nie, będą mieli trudności ze zdobyciem pracy. Przypuszczam, że bardzo wąska grupa pracodawców będzie chciała zatrudniać u siebie absolwentów tej szkoły. I to nawet nie ze względu na ideologiczną niechęć. Po prostu, nie będą chcieli przyjmować do pracy ludzi, których tylko wdrażano do posłuszeństwa, a zamiast najnowszych teorii socjologicznych uczono o wszechświatowym spisku żydostwa”.

PiS chętnie daje pracę absolwentom WSKSiM, bo czego się nie robi dla dobrych relacji z o. Rydzykiem. A poza tym z punktu widzenia rządzących wykształcenie, jakie daje toruńska uczelnia, nie jest wcale takie złe.

Polityka 14.2019 (3205) z dnia 02.04.2019; Polityka; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Wyższa szkoła kultury"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną