Jedno jest pewne. W proteście nauczycieli już dawno nie chodzi tylko o edukację. We wszystko wmieszała się duża polityka. Od początku kryzysu PiS zamawia szczegółowe sondaże. To one w dużym stopniu decydują o tym, jak gra rząd. Na razie – jak wynika z naszych źródeł – mimo strajku w szkołach wyborcy nie odwracają się od PiS. Z drugiej strony także nauczyciele nie tracą sympatii. A więc w nastrojach pat.
– Dla nas to nie jest zbyt wygodne – przyznaje polityk PiS, który zastrzega anonimowość. – Widać, że strajk nie zmniejszył nam poparcia. Z drugiej strony ludzie przy świątecznym stole, zamiast o piątce Kaczyńskiego, będą mówili o proteście i bałaganie w szkołach.
Władza zakładała, że rodzice, zwłaszcza ci młodsi, bezpośrednio dotknięci szkolnym zamieszaniem, będą bardziej niechętni szkolnemu protestowi niż osoby starsze. Z ogólnodostępnych danych wynika jednak, że matki i ojcowie uczniów są strajkom nauczycieli ponadprzeciętnie przychylni. Według kwietniowego badania CBOS popierał je co drugi wobec 44 proc. ogółu Polaków. Znaczenie ma też jednak wykształcenie i podział miasto–wieś. Nauczyciele z Podkarpacia, gdzie miast jest mało, a PiS jest silny, częściej niż inni skarżą się na wyrzuty rodziców i dziadków uczniów.
W bilansie sympatii do nauczycieli przeprowadzone egzaminy zagrały na plus. Utwierdziły w poparciu dla protestu część rodziców, którzy wcześniej mieli mieszane odczucia. Za to wbrew rządowemu przekazowi o „krzywdzie dzieci” żaden z kilkudziesięciu odpytanych przez nas gimnazjalistów nie czuł się zestresowany przez niepewność, czy jego egzamin dojdzie do skutku. Zapowiedź ewentualnego zahamowania klasyfikacji maturzystów budzi gorętsze emocje. W analizie strajkowych zysków i strat rzadko uwzględnia się natomiast fakt, że 5 mln uczniów przez tydzień nie miało lekcji.