Maleje premia za zjednoczenie, jaka pojawiła się po zawiązaniu Koalicji Europejskiej, kiedy KE dostawała w badaniach nawet więcej niż suma poparcia dla partii wchodzących w jej skład – i zbliżała się wynikami do PiS. Teraz sondażowa różnica powiększa się, w naszym badaniu przeprowadzonym przez pracownię Kantar (szczegóły rankingu partyjnego na polityka.pl) do ponad 10-procentowych punktów, przy 21 proc. tzw. niezdecydowanych wyborców (nie zachęcano ich w badaniu do zdeklarowania się, przyjęto pierwszą reakcję). W innych badaniach z ostatniego okresu różnica pomiędzy PiS a Koalicją jest mniejsza (ok. 3–4 pkt proc.), ale wtedy także odsetek niezdecydowanych jest wyraźnie niższy (często jest tak wówczas, kiedy się stosuje metodę „zachęcania”, np. przez powtarzanie pytania; różne metody wykorzystuje się nawet w ramach jednej sondażowej pracowni, stąd zapewne ostatnie rozbieżności w wynikach sondaży).
Różnica rośnie
Wniosek z tego jest taki, że nawet nie tyle PiS zyskuje, co dość rozchwiany w swoich decyzjach jest potencjalny elektorat opozycyjnej koalicji – lubi uciekać do bufora „niezdecydowanych”, pytanie, jak się zachowa w dniu wyborów. W efekcie już od dawna nie zmierzono choćby minimalnej przewagi KE nad obozem władzy. Podobnie w sondażach do Sejmu – różnica pomiędzy PiS a najsilniejszą pojedynczą partią opozycyjną, czyli Platformą, rośnie. Z naszego sondażu wynika, że PiS ma szczególnie dużą przewagę na wsi, ale niepokojący dla opozycji jest fakt, że wyraźna różnica poparcia na korzyść partii rządzącej występuje także w miastach w przedziale 100–500 tys. mieszkańców. Koalicja Europejska wygrywa tylko w największych metropoliach; pytanie, czy da się tak zwyciężyć w ogólnopolskich wyborach? Mobilizacja w pięciu największych miastach musiałaby być kolosalna.