Alarmy bombowe, które zakłóciły przebieg matur w maju 2019 r., nie były całkowitym zaskoczeniem. W tygodniach poprzedzających egzaminy dojrzałości Centralne Biuro Śledcze Policji informowało o możliwości wystąpienia „mało wiarygodnych, niewymagających ewakuacji” alarmów bombowych.
Czytaj też: „Dziady” na maturach. Kamień spadł z serca polonistom
Krytyczne znaczenie dla ochrony życia i zdrowia
We współpracy z Centralną Komisją Egzaminacyjną rozpowszechnione zostały instrukcje „zachowania rezerwy i spokoju” i każdorazowego informowania policji o otrzymanej groźbie. Niezależnie od tych przygotowań w wielu szkołach przebieg matur został zakłócony. Część egzaminów rozpoczęła się co prawda o czasie, w części szkół były one jednak opóźnione lub zostały przełożone. Wszystko to w sytuacji prawnej, w której sprawcy takich działań grożą poważne konsekwencje – od karnych po cywilnoprawne.
Wydarzenia te – poza oczywistym efektem zakłócenia jednego z najważniejszych dni w życiu tysięcy młodych osób – mają kilka ważnych aspektów. Jak wszystkie fałszywe alarmy jest działaniem skrajnie nieodpowiedzialnym. I nie chodzi tu tylko o koszty akcji służb państwowych, a o efekt potencjalnego zobojętnienia na sygnały o zagrożeniu.
Spowodowanie fałszywego alarmu w tym rozmiarze wpływa przecież nie tylko na administratorów obiektów, którzy w sytuacji przesłania groźby muszą podejmować decyzje o ewakuacji, ale także na osoby ewakuowane.