Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Lustracja majątkowa, czyli syndrom konduktorki

Konwencja PiS w Gdańsku. Na zdjęciu m.in. Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki Konwencja PiS w Gdańsku. Na zdjęciu m.in. Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki Michał Ryniak / Agencja Gazeta
Zapowiedziana przez PiS lustracja majątkowa zapewne nie doprowadzi do ujawnienia majątku premiera Morawieckiego. Wpuści za to w spiralę lustrowania kolejne kręgi krewnych i znajomych.

Kto da więcej? Trwa polityczna licytacja, kto chce szerszej lustracji majątków ludzi władzy. Uruchomił ja tekst w „Gazecie Wyborczej” ujawniający, że premier Mateusz Morawiecki nie wpisał w oświadczeniu majątkowym działek wartych – wedle różnych szacunków – od 35 do 60 mln zł, bo podarował je żonie, z którą przeprowadził rozdzielność majątkową.

Władza płaci za interesy Morawieckiego

Najpierw Grzegorz Schetyna ogłosił projekt PO „Czyste ręce”, który przewiduje, że lustracji majątkowej mają być poddani małżonkowie: prezydenta, premiera, marszałków i wicemarszałków Sejmu i Senatu, wicepremierów i ministrów. Przelicytował go Jarosław Kaczyński. Zapowiedział projekt ustawy o ujawnianiu majątków nie tylko małżonków, ale też dzieci i bliskiej rodziny posłów, członków rządu, wojewodów, wicewojewodów, marszałków, wicemarszałków. I powołanie specjalnej komisji do sprawdzania tych oświadczeń i źródeł dochodów (CBA widać nie wystarczy).

Tak więc za interes życia państwa Morawieckich zapłacą inni funkcjonariusze władzy. Podobnie było rok temu, gdy na jaw wyszły wysokie nagrody przyznane ministrom przez premier Beatę Szydło. Zapłacili za to posłowie i samorządowcy, którym PiS obniżył uposażenie.

Daniel Passent:

  • lustracja majątkowa
  • Mateusz Morawiecki
  • Reklama