Kraj

Czy to koniec partii Razem?

Adrian Zandberg w sztabie wyborczym w Warszawie Adrian Zandberg w sztabie wyborczym w Warszawie Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Wynik 1,24 proc. dla każdego ugrupowania byłby wstrząsem. Dla partii Razem, która nie zdążyła zagrzać miejsca w polskim życiu publicznym, a za największe osiągnięcie może uznać przyznanie dotacji cztery lata temu, taki wynik oznacza najpewniej upadek.

Na porażkę partii Razem złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim nie jest to formacja, która w jakimkolwiek wariancie mogła liczyć na wysoki wynik. Sondaże dawały jej od 2 do 4 proc. Warto dodać, że niczego w tej kwestii nie zmieniło pojawienie się Wiosny Roberta Biedronia. Ta raczej odbierała wyborców Koalicji Europejskiej i formacji Pawła Kukiza niż polskiej lewicy.

W tej sytuacji wynik rzędu 3 proc. byłby zadowalający, pozwalałby poważnie myśleć o utrzymaniu dotacji lub nawet o przekroczeniu 5-proc. progu w jesiennych wyborach do parlamentu. Słuchając wypowiedzi kierownictwa partii, można było odnieść wrażenie, że nie buja w obłokach i doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego położenia. Przyjęty kurs na długi marsz znalazł odzwierciedlenie w powyborczych słowach Piotra Ikonowicza, który stwierdził, że chodzi nie tyle o zwycięstwo, ile o nadanie „podmiotowości 16 mln polskich pracowników najemnych”.

Czytaj także: Partia Razem o sobie i o swoim liderze

Razem spiera się z Wiosną

Przekaz partii był wielkomiejski. To w największych ośrodkach działacze mogli się komunikować ze związkami zawodowymi i lewicowymi intelektualistami stanowiącymi naturalne podglebie dla ich działalności. Nawet jeśli w wypadku tych drugich to się udało, to okazało się – jeśli to kogokolwiek zaskakuje – że jest ich garstka. Wyniki Razem w miastach nie odbiegają od tych, które partia zdobyła na prowincji. Już na starcie kampanii Lewica Razem weszła w ostry konflikt z Wiosną, którego nie potrafiła zakończyć aż do wyborów. Spór wybuchł, gdy bardzo korzystne sondaże Wiosny dawały jej szansę do negocjowania ewentualnej wspólnej listy. Wiosna mogła na tym mariażu zyskać nie tyle wyborców, ile dotacje.

Niestety – dla obu partii – szczegóły negocjacji zostały ujawnione przez w gorącej wodzie kąpanych Razemitów, którzy zarzucali Biedroniowi liberalizm, budowanie struktur na bazie tych stworzonych przez Nowoczesną i traktowanie ich partii jako przystawki.

Konfliktu nie udało się wyhamować, a można wręcz powiedzieć, że wraz z rozwojem kampanii zaostrzał się. Tych, którzy zdecydowali się otwarcie poprzeć ugrupowanie Biedronia, oskarżano o zgniły pragmatyzm i brak ideowości. Wspominano, że to wybory do europarlamentu, więc nie chodzi o zatrzymanie PiS, tylko o gest poparcia dla pewnej wizji świata. Z kolei sympatycy Wiosny ostrzegali przed scenariuszem z 2015 r., kiedy Zjednoczonej Lewicy zabrakło jednego procenta, by przekroczyć próg dla koalicji wyborczych, wskutek czego PiS mógł rządzić samodzielnie. Lewica, zamiast szukać elektoratu poza swoimi partiami, z uporem godnym lepszej sprawy skupiała się na sobie.

Tematy kampanii – narzucane, a nie kreowane

Problematyczne okazały się też tematy poruszane w kampanii. Wybory samorządowe, europejskie i parlamentarne układają się w jeden ciąg i trudno poruszać w nich inną tematykę niż ta, która może doraźnie pomóc w osiągnięciu korzystnego wyniku. Zupełnie inaczej jest choćby we Francji czy w Niemczech, gdzie mówiono o klimacie (co przełożyło się na wysoki wynik Zielonych) i o przyszłości UE.

W Polsce najważniejsze tematy wypływały wskutek dziennikarskiej dociekliwości – tak jak afera ze spółką Srebrna, z działką premiera Morawieckiego czy temat pedofilii w Kościele poruszony po filmie braci Sekielskich. Razem, pozbawione dostępu do głównych mediów, powinno grać w tę grę. Skuteczniej punktować choćby sprawę SKOK-ów, deformy edukacji czy strajku nauczycieli. Wskazywać, czym różni się mądrze zbudowany program socjalny od transferów gotówkowych PiS. Wszędzie tam, gdzie widać słabości PiS, pokazać, że ma swoje – lewicowe – alternatywy i opowiedzieć o nich w wiarygodny sposób.

Czytaj także: 15 największych przegranych eurowyborów

Lewica Razem nieznana wyborcom

Tymczasem słysząc przedstawicieli partii Razem w prorządowych mediach (bywają tam zapraszani), można było odnieść wrażenie, że ich wrogiem jest establishment: Koalicja Europejska, złogi po SLD i Wiosna. Tę ostatnią uparcie atakowano szczególnie pod koniec kampanii. Nie mówię, że były to ataki bezpodstawne (sprawa kandydata z zarzutami prokuratorskimi oraz oddania psów do schroniska przez Joanna Scheuring-Wielgus), ale wydaje się, że przez to zabrakło energii na pozytywny przekaz. Udane wystąpienie Adriana Zandberga podczas zorganizowanej przez TVP Info debaty na niewiele się zdało.

Last but not least – Razem ma po prostu słabe struktury partyjne. To samo można zarzucić Wiośnie, ale miała ona znacznie mniej czasu na organizację. Poza listą warszawską i kilkoma nazwiskami wystawionymi w innych okręgach trzon kandydatów Lewicy Razem stanowili ludzie zupełnie nieznani. A przecież nie trzeba chodzić do krajowych mediów, żeby dać się poznać lokalnej społeczności. Wystarczy angażować się w ich życie, o czym doskonale wie wspominany Piotr Ikonowicz, ale też kandydaci KE czy Wiosny, którzy dali się poznać przez cztery lata ulicznych protestów przeciwko rządom PiS.

Czytaj także: Nie, partia Razem nie zostanie zdelegalizowana

Razem z Wiosną i lewicą – co robić?

Słynne leninowskie pytanie pewnie dziś dudni w głowach kluczowych działaczy Razem, ale warto podkreślić, że cała lewica osiągnęła fatalny wynik. 6 proc. Biedronia, który startował z pułapu 12 punktów, a przez chwilę sondaże wskazywały nawet 16, to także fatalny wynik. Tym bardziej jeśli zestawimy go z wynikami „partii poprzedniczek” trzeciej siły: Nowoczesnej z 7 proc. na starcie i Ruchu Poparcia Palikota z 10 proc. Biedroń zaliczył fatalny finisz kampanii i skutecznie niwelował własne zalety. Do największych należy słupskie doświadczenie, które mogłoby mu pozwolić budować skuteczne kanały komunikacji z wyborcami z miast średniej wielkości.

W dodatku Wiosna nie eksponowała swojego programu socjalnego. Konia z rzędem temu, kto w Wadowicach, Sieradzu czy Lidzbarku pamięta dziś o tym, że Wiosna oferuje 1600 zł podstawowej emerytury. Zamiast tego mieliśmy spotkania z Fransem Timmeremansem, które mogły trafić wyłącznie do elektoratu wielkomiejskiego, a i to pod warunkiem, że budzi on pozytywne skojarzenia wśród Polaków, na co nie ma żadnych wiarygodnych danych.

Po ogłoszeniu wyników Biedroń ogłosił, że nie wejdzie w alians z Koalicją Europejską. Z pewnością nie byłoby to proste. Pojawienie się w jej szeregach antyklerykalnej Wiosny byłoby trudne dla PSL, ale też dla wielu członków Platformy Obywatelskiej (warto zwrócić uwagę, że w ostatnich latach kurs SLD wobec Kościoła był więcej niż łagodny).

Zakładając, że Biedroń swojej deklaracji nie zmieni, pozostaje mu konsekwentne budowanie lewicowej trzeciej siły. Dla garstki polityków, którym udało się zbudować jakiś kapitał w Razem (Adrian Zandberg, Marcelina Zawisza, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk), to jedyna okazja, żeby utrzymać się w poważnej polityce. Ich pozycja w negocjacjach nie będzie jednak zbyt wysoka. Nawet ten mariaż nie daje pewności co do przekroczenia progu jesienią. Przedmiotem dyskusji wciąż mogą być dotacje, bardzo potrzebne przed kolejną, trudną kampanią.

Czytaj także: Parlament Europejski rozdrobniony po wyborach

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną