Marek Falenta zrozumiał, że musi grać ostro. Po ucieczce do Hiszpanii, złapaniu i ekstradycji do Polski jego wiarygodność jest bliska zeru. Niewiele pozostało z wizerunku rzutkiego, względnie młodego (rocznik 1975) biznesmena, który, jak sam twierdził, zaczynał z 2 tys. zł w portfelu, by zbudować wart setki milionów biznes.
Patrząc dziś na jego karierę, można wyciągnąć wniosek, że to człowiek, który zawsze lubił ryzyko. Tak jak wtedy, gdy chęć wzbogacenia się przysłoniła mu potencjalne ryzyko wchodzenia w biznesy z Rosjanami. Jak pisał na łamach „Polityki” Grzegorz Rzeczkowski, Falenta pojechał do Rosji i przywiózł stamtąd węgiel wart 20 mln dol. Zapłacić miał później. Duży kredyt zaufania jak na zadzierzgniecie współpracy.
Oczywiście w takich sprawach jak ta można bazować tylko na poszlakach. Wiadomo, że Falenta z Rosjanami się lubił, że dobijał z nimi interesów, miał powiązania z mafią i był jej winny pieniądze. A ponieważ o lepsze dowody będzie trudno, pozostaje zapytać: cui bono? W tym wypadku jest to rząd Federacji Rosyjskiej i PiS.
Czytaj także: Opieszałe poszukiwania Marka Falenty
Jaka jest treść listów Falenty?
Dziś wiemy, że Falenta listy wysłał trzy, a w zasadzie pięć: