Brak programu wyborczego od dawna był piętą achillesową Platformy Obywatelskiej. Konsekwentnie eksploatowała ten wątek propaganda PiS. Powracał też jak bumerang w dyskusjach wewnątrz obozu opozycji. Krytycy przywództwa Schetyny najczęściej mieli mu za złe minimalizm jego polityki, brak atrakcyjnych propozycji, atrakcyjnej narracji.
Przegrane wybory europejskie zresztą potwierdziły, że na samym „antypisie” opozycja daleko już nie zajedzie. Zdolności mobilizacyjne przeciwnika okazały się nieporównanie wyższe. Stało się oczywiste, że przed kolejną kampanią trzeba dokonać głębokiej korekty. Odsunąć na dalszy plan negację PiS, w zamian wyeksponować pozytywną wizję Polski po „dobrej zmianie”. Ta intuicja została potwierdzona w zamówionych przez Platformę pogłębionych badaniach fokusowych.
Ale sprawa nie jest taka prosta. Intensywna mantra „pokażcie program” nie wychodziła przecież z próżni. Apelującym chodziło o przedstawienie oferty alternatywnej wobec projektu PiS. Tyle że przebijanie „piątek” z „plusami” nie wchodziło w grę. Zwłaszcza że w kampanii europejskiej to Kaczyński zaczął przebijać sam siebie. Jak w tej sytuacji być atrakcyjnym i zarazem pozostać odpowiedzialnym? To kwadratura koła, przed którą stanęła opozycja.
Na domiar złego długie oczekiwanie na programową odpowiedź Platformy wzmogło apetyt.