Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jak czytać program Platformy na wybory

Barbara Nowacka, Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubnauer Barbara Nowacka, Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubnauer Forum
Brak programu wyborczego od dawna był piętą achillesową Platformy Obywatelskiej. Już jest i widać, że PO nade wszystko chce być postrzegana jako formacja przyjazna ludziom, a przy tym wyważona i stroniąca od frontów kulturowych. I w sumie można się było tego po Platformie spodziewać. Ani teraz czas, ani miejsce na wymyślanie się na nowo. Pierwszy krok został wykonany.

Brak programu wyborczego od dawna był piętą achillesową Platformy Obywatelskiej. Konsekwentnie eksploatowała ten wątek propaganda PiS. Powracał też jak bumerang w dyskusjach wewnątrz obozu opozycji. Krytycy przywództwa Schetyny najczęściej mieli mu za złe minimalizm jego polityki, brak atrakcyjnych propozycji, atrakcyjnej narracji.

Przegrane wybory europejskie zresztą potwierdziły, że na samym „antypisie” opozycja daleko już nie zajedzie. Zdolności mobilizacyjne przeciwnika okazały się nieporównanie wyższe. Stało się oczywiste, że przed kolejną kampanią trzeba dokonać głębokiej korekty. Odsunąć na dalszy plan negację PiS, w zamian wyeksponować pozytywną wizję Polski po „dobrej zmianie”. Ta intuicja została potwierdzona w zamówionych przez Platformę pogłębionych badaniach fokusowych.

Ale sprawa nie jest taka prosta. Intensywna mantra „pokażcie program” nie wychodziła przecież z próżni. Apelującym chodziło o przedstawienie oferty alternatywnej wobec projektu PiS. Tyle że przebijanie „piątek” z „plusami” nie wchodziło w grę. Zwłaszcza że w kampanii europejskiej to Kaczyński zaczął przebijać sam siebie. Jak w tej sytuacji być atrakcyjnym i zarazem pozostać odpowiedzialnym? To kwadratura koła, przed którą stanęła opozycja.

Na domiar złego długie oczekiwanie na programową odpowiedź Platformy wzmogło apetyt. Do czego zresztą przyczynił się sam Schetyna nieprzemyślaną wypowiedzią sprzed pół roku, iż Platforma zwleka z prezentacją programu aż do finalnej kampanii parlamentarnej, aby PiS nie ukradł jej najlepszych pomysłów. Mogło to sugerować, że trzymane są w zanadrzu jakieś cudowne rozwiązania. Problem w tym, że ich nigdy nie było.

Czytaj także: Pokolenie Schetyny – polityczni pechowcy

Co obiecał Grzegorz Schetyna?

Ogłoszony w sobotę program w znacznej mierze jest kompromisem z trudną rzeczywistością. Ogólnie rzecz biorąc, Platforma trwa przy swoich liberalno-demokratycznych wartościach. Pierwszy punkt programu został zatytułowany „Wolność i demokracja”. Potraktowany został jednak nieco zdawkowo. Zapowiedź pakietu ustaw rozprawiającego się ze „śmietnikiem bezprawia” jest gołosłowna. Czy Platforma zamierza sięgnąć po środki ekstraordynaryjne w odbudowie ładu prawnego, czy też nastawia się na cierpliwe rozsupływanie węzła gordyjskiego? Ze słów Schetyny można wnioskować, że skłania się ku pierwszemu z tych scenariuszy. Przydałoby się jednak jakieś uzasadnienie.

Do zestawu demokratycznego trochę na siłę upchnięto również związki partnerskie wraz z całą tematyką równościową. Jakby nie chciano nadmiernie jej eksponować, choć i nie wypadało całkowicie porzucać. Znalazła więc swoje miejsce w zasobie rzeczy słusznych, ale zarazem politycznie trudnych. Przez które należy w czasie prezentacji możliwie szybko przelecieć, po czym przejść do spraw przyjemniejszych.

Toteż dalej mamy już samą przyjemność, czyli wyższe płace. W tym miejscu Platforma poluzowała gorset odpowiedzialności. Czemu trudno się dziwić, gdyż – nawet nie licytując się z PiS – choć trochę trzeba wyjść naprzeciw materialnym aspiracjom Polaków. Podwyżka płacy minimalnej aż o 600 zł faktycznie może robić wrażenie. Pytanie tylko, czy bardziej na pracownikach, czy też na pracodawcach. Takiej operacji jednorazowo nie da się bowiem dokonać bez spektakularnego wykończenia sektora małych firm. Chodzi więc zapewne o stopniowe podwyższanie najniższego wynagrodzenia, ale to akurat od kilku lat już się dzieje.

Z kolei obietnica „premii” dla pracowników, którzy zarabiają poniżej 4,5 tys. brutto, to w gruncie rzeczy prezent dla pracodawców. Po cóż płacić ludziom więcej, skoro państwo może to zrobić? Niespójność intencji z prawdopodobnymi skutkami nie świadczy najlepiej o tym pomyśle. Tradycyjnemu elektoratowi PO przypadnie za to do gustu zapowiedź zniesienia wolnych niedziel w handlu.

Adam Szostkiewicz: Polityczny sen wariata, czyli o co chodzi w tych wyborach?

Platforma wychodzi do obywateli

Dalej jest temat rzeka, czyli opieka zdrowotna. Trudno nie przyklasnąć obietnicy, że na wizytę u specjalisty będziemy czekać nie dłużej niż trzy tygodnie, a na SOR – do godziny. Pytanie, jak tego cudu dokonać. Ile pieniędzy dołożyć do systemu? Kosztem czego? Jak wyczarować brakujących lekarzy? Podobne znaki zapytania należałoby postawić przy obietnicy wielkiego planu walki z rakiem.

Dobre wrażenie robi za to wyodrębnienie w osobnym punkcie polityki dla seniorów oraz niepełnosprawnych. Jak również to, że obietnice PO wreszcie wydają się trafnie skomponowane. Zorientowane na podniesienie jakości życia, codzienną pomoc, budowanie relacji. Inaczej niż w pisowskich programach typu „macie kasę i sobie radźcie”. Platforma proponuje wyjście instytucji publicznych poza strefę urzędu, skrócenie dystansu do obywatela. To dobry kierunek.

Ale już na odcinku edukacyjnym niestety wiele zrobić się nie da. Kolejnej rewolucji nikt nie zniesie. Platforma zapowiada więc obiecane wcześniej podwyżki dla nauczycieli oraz zwiększenie wpływu samorządów na szkoły. Nie jest też niespodzianką, że główna siła opozycyjna wreszcie oficjalnie otworzyła się na tematy ekologiczne. Schetyna obiecał w sobotę aktywną walkę ze smogiem i odejście w ciągu dwóch dekad od węgla. To jednak tylko wstępna deklaracja zielonej wrażliwości. Plan powinien zostać jak najszybciej sprecyzowany, wraz ze wskazaniem energetycznych alternatyw. To jedno z kluczowych cywilizacyjnych wyzwań, a zarazem obszar wyjątkowo niewygodny dla PiS. Umiejętnie poprowadzoną kampanią można na tym polu zepchnąć rządzących do głębokiej defensywy.

Jerzy Baczyński: Właściwie każdy segment państwa prosi się o pilną diagnozę

Opozycja próbuje stanąć pośrodku

Wielkich olśnień nie było, bo i być nie mogło. Planiści z PO dosyć sprawnie pozbierali istotne tematy, które w rywalizacji politycznej bywały dotąd traktowane po macoszemu. Czytelna jest intencja zerwania z wizerunkiem PO jako „antypisu”, o czym zresztą Schetyna otwarcie powiedział. Zwraca też uwagę brak w „sześciopaku” twardych postulatów ekonomicznych, zniknęła tematyka europejska. Ale po ostatnich wyborach pewnie był już przesyt. Trudniej natomiast zrozumieć, dlaczego – zwłaszcza mając u boku samorządowców – nie znalazł się w przedstawionej ofercie projekt decentralizacji. Jeśli chodziło tylko o to, aby nie dawać pretekstów propagandzie PiS wygadującej głupoty o „rozbiciu dzielnicowym”, to popełniono gruby błąd. Hasło samorządnej Rzeczpospolitej byłoby dobrym uzupełnieniem sobotniej prezentacji.

Platforma nade wszystko chce być bowiem postrzegana jako formacja przyjazna ludziom, a przy tym wyważona i stroniąca od frontów kulturowych. Kościołowi dała więc spokój, a z pakietu progresywnego wzięła to, co najmniej kontrowersyjne (związki partnerskie, in vitro). Nie aspiruje również do roli liberalnej strażniczki budżetu, choć daleka jest od wchodzenia w szaleńczą licytację z PiS na transfery gotówki. Częściej balansuje na dotychczasowych osiach politycznego sporu, niż próbuje kreować nowe. I w sumie można się było tego po Platformie spodziewać. Ani teraz czas, ani miejsce na wymyślanie się na nowo. Pierwszy krok został wykonany.

Sławomir Sierakowski: Wyborca zawsze ma rację

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną