Białostocki marsz równości mógł nieco namieszać w głowach działaczy i wyborców PiS. No bo LGBT jest „be” (jako że od maleńkości uczy masturbacji, ataku na chrześcijańskie wartości itd.), ale rzucanie w ludzi (nawet LGBT) kamieniami też jest „be”, a przynajmniej fatalnie wygląda w telewizji. I trochę głupio, gdy nienawistne hasła wywrzaskują młodzieńcy w koszulkach z żołnierzami wyklętymi i kotwicami Polski Walczącej, eksponujący przy tym swój dość osobliwy katolicyzm. Wszystko to razem mogło PiS zaszkodzić.
Czytaj też: Solidarni z Białymstokiem. Marsze, zbiórki i #TęczowaŚroda
Minister Witek potrzebowała dnia
Raz, że zamieszki na ulicach nie poprawiają raczej wizerunku rządzących. Dwa, że część wyborców mogła powiązać fakt, iż PiS walczy z „ideologią LGBT”, z faktem, że „Gazeta Polska” rozdaje naklejkę „Strefa wolna od LGBT”, i z faktem, że na końcu tego łańcucha są bandyci z kamieniami ryczący: „Wypier…”. Trzy, że partia rządząca ma też skrajnych wyborców, którzy mogą odpłynąć w stronę jakiejś bardziej prawicowej oferty, która nie będzie chroniła takich marszów. Choćby w portalu Wsieci.pl zaroiło się od antypisowskich komentarzy, zrównujących rząd obecny z rządami PO-PSL.
Nic zatem dziwnego, że partia rządząca musiała zebrać myśli. Pani minister spraw wewnętrznych Elżbieta Witek chyba wciąż uczy się swojego resortu, bo odczekała dzień, zanim potępiła sprawców przemocy i zapowiedziała ich ukaranie. Sprawę w dniu marszu na wszelki wypadek przemilczały „Wiadomości”, informując jedynie (przez 19 sekund), że w Białymstoku „doszło do incydentów i słownych utarczek”, i nie precyzując zarazem, kto był agresorem, a kto ofiarą.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski (pomysłodawca jego nominacji chciał chyba udowodnić, że Anna Zalewska to nie jest ostatnie słowo PiS w kwestii jakości kadr) w niedzielę podzielił się z widzami TVN 24 myślą, że „warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane, ponieważ budzą ogromny opór”. Marszałek podlaski Artur Kosicki ogłosił zaś – już w poniedziałek – że złoży zawiadomienie do prokuratury przeciw prezydentowi Białegostoku za to, że nie zakazał marszu.
Równolegle pisowskie trolle szerzyły w sieci przekaz, że cała ta historia jest grubymi nićmi szyta, bo kibole bili nieudolnie, a wręcz teatralnie; jedynie udawali, że bili, a rzekome ofiary udawały przerażenie.
Czytaj też: Władza najpierw szczuje, a potem umywa ręce
Posłowie PiS w końcu dostali wytyczne
Intelektualne zaplecze PiS wiosłowało już jednak w innym kierunku. – W sztabie wiele osób zatęskniło za Joachimem Brudzińskim. Gdyby on był ministrem, reakcja polityczna byłaby znacznie szybsza – mówi jeden ze sztabowców PiS. We wtorek przemoc w Białymstoku potępił już sam premier Mateusz Morawiecki. Minister Piontkowski został zaś zmuszony do mówienia, że nie mówił tego, co mówił: „Moje słowa zostały źle odczytane. Ja tylko mówiłem, że tego typu manifestacje budzą ogromne emocje, może byłem nieprecyzyjny”.
Posłowie dostali też wytyczne, co mają mówić w razie kontaktu z dziennikarzami. Dziś w PiS obowiązuje przekaz następujący: „Możemy się spierać, ale róbmy to w granicach obowiązującego prawa. Nie eskalujmy konfliktów, nie próbujmy rozwiązywać sporów poprzez ulicę. Każda osoba, która dopuszcza się łamania prawa, utrudnia policjantom wykonywanie zadań czy blokuje legalne zgromadzenia, musi liczyć się z konsekwencjami. Nie mają tu znaczenia poglądy ani barwy polityczne. Wolność zgromadzeń jest tu wartością nadrzędną i policja musi stać na jej straży”.
PiS postanowił też odciąć się od słynnej naklejki kolportowanej przez jego medialną przybudówkę „Gazetą Polską”: „TO NIE JEST NASZA AKCJA, PROSZĘ PYTAĆ JEJ ORGANIZATORA, O CO MU CHODZI I CZEMU WYBRAŁ TAKĄ FORMĘ. Mamy tu do czynienia z jednym z tytułów prasowych, który rozdaje takie dodatki, jakie chce”.
W ten sposób PiS po paru dniach uporał się intelektualnie z kwestią przemocy na demonstracjach i wolności zgromadzeń. Nie wystawia to najlepszego świadectwa sprawności machiny na Nowogrodzkiej, choć wypada docenić, że stanowisko jest takie, a nie inne.
I tylko posłanka – a od niedawna wicemarszałek Sejmu – Małgorzata Gosiewska nie odebrała maila z centrali, bo jej myśli pożeglowały w całkiem innym kierunku: „Marsze LGBT i kontrreakcje to w wielu miejscach skutek działania służb rosyjskich”.
Czytaj też: Jan Hartman: Niech Białystok będzie przestrogą