Fraza „a nie mówiłem?” jest zwykle słaba – w tym wypadku słaba jest jednak sama historia, do której należałoby ją odnieść. Chodzi o słynne przeloty rodziny Kuchcińskich rządowymi samolotami z Warszawy do Rzeszowa i z powrotem.
Marszałek Kuchciński i procedury
Przewidywałem tu niedawno, że rzecz zostanie zamieciona pod dywan, choć jest ewidentnie naganna. Narusza prawo, będąc w istocie nielegalnym wykorzystywaniem publicznych pieniędzy, a i nieco kosztuje budżet. Pisałem na pewniaka – choć nie mam jako żywo proroczych zdolności – że tak będzie, bo przecież marszałek Kuchciński od dawna łamie procedury, choćby te dotyczące obrad rządu, i prawo, choćby dotyczące wstępu obywateli do parlamentu. I jakoś uchodzi mu to bezkarnie. Ba, najwyraźniej przynosi uznanie partii i jej prezesa.
Znaczenie miało i to, że od razu po ujawnieniu historii z rodzinnymi lotami kolegę wziął w obronę sam Ryszard Terlecki, niby podwładny (jako wicemarszałek), ale w rzeczywistości szef (jako osoba numer dwa w PiS). Nie mówiąc o tym, że bohaterowie afery – czyli obecna władza, a w jej składzie Marek Kuchciński i Ryszard Terlecki – są od dawna do bólu przewidywalni, jeśli chodzi o stosunek do standardów publicznych i reakcję na krytykę, a de facto o poziom buty i arogancji. No i się potwierdziło.
Czytaj także: Odlot marszałka za 40 tys. zł
Status HEAD, czyli ekstra koszty
Kancelaria Sejmu niemal triumfalnie poinformowała, że marszałek Marek Kuchciński w uczciwości swej zdecydował się przelać na organizacje charytatywne 15 tys.