Paweł Kukiz mógłby obchodzić 35-lecie pracy artystycznej. Na jego dorobek składają się utwory, które stworzył z zespołami Aya RL czy Piersi, i te solowe, które – zwłaszcza w ostatnich latach – orbitują wokół tematów patriotycznych. I choć zmieniały się czasy, a i on sam się zmieniał, to słowem, które mogłoby stanowić klamrę dla całej jego muzycznej działalności, jest „przeciwko”.
W PRL Kukiz był gościem festiwali w Jarocinie, gdzie grał muzykę wymierzoną w ówczesny ustrój. Po 1989 r. i likwidacji cenzury już w mniej subtelny sposób krytykował III RP. Dostało się Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowemu („ZChN już się zbliża”), elektoratowi SLD („Powróćże komuno”) i nacjonalistom („Impresje nacjonalistyczne”). Poniekąd więc wszystkim.
Czytaj też: Chocholi taniec Kukiza wokół PSL
Polityk samego sprzeciwu
Dzięki tej bezkompromisowości w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2015 r. Kukiza poparło aż 20 proc. głosujących. Rockman lansował wtedy tezę, że partyjniactwo mogą ukrócić tylko jednomandatowe okręgi wyborcze. Ale gdy jesienią doszło do referendum w ich sprawie, do urn pofatygowało się... 8 proc. wyborców.
To pokazało, że znaczenie ma nie to, co Kukiz mówi, ale to, w jaki sposób. Innymi słowy: jego osobowość sceniczna. Polaków interesował sam sprzeciw, a nie takie czy inne okręgi wyborcze. I ta tendencja utrzymywała się przez cztery lata. Kukiz obrażał na Facebooku przeciwników i przyjaciół. Zdołał się skonfliktować z połową z ponad 40 posłów wprowadzonych przez siebie do Sejmu, którzy później zasilali PiS albo prawicowe kanapy walczące z nim o głosy.
Odszedł Kornel Morawiecki, odeszli nacjonaliści, inny popularny muzyk Piotr Liroy-Marzec i znany biznesmen Marek Jakubiak. Czyli wszyscy, którzy byli jakkolwiek rozpoznawalni. Ku zaskoczeniu obserwatorów nie wyrządziło to Kukizowi poważniejszych szkód w notowaniach, bo dalej był Kukizem – wciąż był „przeciwko” i wciąż był „punkowy”.
Czytaj też: JOW-y nie uzdrowią polskiej polityki
Kukiz straci nazwisko
Jedynym kapitałem politycznym Kukiza zostało jego nazwisko. Ale rockman postanowił z tego atutu zrezygnować – startując z listy PSL. Kukiz zapowiada, że wprowadzi na listy kilkudziesięciu swoich zwolenników.
Dobry pomysł? Fatalny. Bo mimo pozornej zbieżności elektoratów Kukiza i PSL łączy niewiele. Wyborcy Stronnictwa są związani z partią od lat, a wyborcy Kukiza w części poszli do urn po raz pierwszy cztery lata temu. Pierwsi to elektorat żelazny, jeszcze nieskonsumowany przez PiS, a drudzy to wyborcy przechodni. Jedni wybierają stabilizację, unijne dopłaty i skupy interwencyjne, drudzy to spadkobiercy Janusza Palikota czy Janusza Korwin-Mikkego.
Gdzie te dwie skrajności mogłyby się spotkać? Nigdzie. Wyborcy z Opolszczyzny być może skuszą się i oddadzą głos na Kukiza, ale ci z Pomorza czy Podkarpacia nie znajdą go na listach. Nie będą wyłuskiwać kompletnie nieznanych zwolenników rockmana z list PSL. Po prostu odejdą do kogoś, kto lepiej wyrazi ich gniew.
Czytaj też: Scenariusze na jesień
PSL też nie zyska
O ile sprawa z Kukizem jest względnie prosta, a jego decyzje można zrzucić na ogólne niepoukładanie, o tyle trudno zrozumieć Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wiadomo, że lider ludowców najchętniej wszedłby w trwałą koalicję z PO. Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że właśnie to stoi za jego atakami na lewicę. Szef ludowców grał na stworzenie dwóch bloków: lewicowego i centroprawicowego, z Platformą i PSL w składzie. Takie rozwiązanie dawało niezłe wyniki w sondażach i jakąś szansę na zablokowanie PiS.
Dlaczego więc po zawiązaniu koalicji SLD z innymi ugrupowaniami lewicowymi PSL nie wrócił do rozmów z PO? To pozostanie tajemnicą. Klucz do zrozumienia sytuacji może stanowić propisowska grupa wewnątrz partii. Grupie prominentnych członków PSL (chodzi m.in o Waldemara Pawlaka, Marka Sawickiego i Eugeniusza Kłopotka) nie w smak zarówno prezesura Kosiniaka-Kamysza, jak i kolejne cztery chude lata bez synekur w spółkach skarbu państwa.
PSL w wyborach do Sejmu zawsze wypada lepiej niż w sondażach, ale tym razem samodzielnie ma niewielkie szanse na przekroczenie 5-proc. progu. Obecność działaczy Kukiza na listach tylko pogarsza sprawę. Jeśli partia znajdzie się poza parlamentem, to skaże swoje struktury na powolne przejmowanie przez PiS.
Czytaj też: O co chodzi ludowcom
Epitafium dla ludowców
W minioną niedzielę autor tego tekstu był w Borkach-Kosach (woj. mazowieckie) na obchodach 20. rocznicy blokad rolniczych i 8. rocznicy śmierci Andrzeja Leppera. Dopóki nie rozpoczęły się koncerty, widok był ponury. Kilkunastu działaczy Samoobrony w starych biało-czerwonych krawatach, kilka proporców i grill. W przemówieniach niegdysiejsi posłowie i senatorowie mówili, że PiS realizuje testament Leppera, ale szkoda, że „nie ma dla nich więcej tego tortu”.
Mogę sobie wyobrazić, że w ten sposób będą wyglądać obchody 130. urodzin ruchu ludowego w 2025 r. I jeszcze się wówczas dowiemy, że Kaczyński jest w zasadzie nowym Wincentym Witosem. Trudno tylko uwierzyć, że taki był cel Kosiniaka-Kamysza, o którym przecież się mówiło, że mógłby być kandydatem opozycji w wyborach prezydenckich.