Kraj

MON zmodernizuje mniej czołgów, niż obiecał. A wyjdzie drożej

Czołg Tu-72. Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych Drawsko. Ćwiczenia Dragon-17 Czołg Tu-72. Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych Drawsko. Ćwiczenia Dragon-17 Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta
MON od roku ogłaszał remont ponad 300 czołgów, choć w rzeczywistości ma pieniądze na prawie setkę mniej. Znamy szczegóły umowy na modyfikację T-72.

O tym, że MON nie ma jednak zamiaru wyremontować 318 czołgów, a dużo mniej, po cichu mówiło się już przy okazji podpisywania uznanej przez premiera Morawieckiego za przełomową i historyczną umowy z Bumarem-Łabędy w Gliwicach. Ci, którzy widzieli ten dokument, wiedzieli to od razu. Kontrakt przewiduje prace tylko nad 230 czołgami T-72. Zapisane w porozumieniu kwoty podzielone są na roczne transze, które razem składają się na całą podaną do publicznej wiadomości wartość zamówienia – 1,749 mld zł. To, czy unowocześniony będzie choć jeden czołg więcej, zależy od faktycznych kosztów, które oceni wykonawca, i od dostępności dodatkowych funduszy po stronie MON. Pewne jest więc wykonanie remontu, doposażenia i przywrócenie pełnej sprawności T-72 w liczbie niemal o jedną trzecią mniejszej od deklarowanej.

Ile czołgów do remontu

Z fragmentów umowy, do których wgląd uzyskałem, wynika, że w 2019 r. wojsko skieruje do Bumaru-Łabędy osiem wozów T-72, a zakład wykona usługi wycenione na 44 mln zł. Będą to prace, które mogą przesądzić o dalszym toku zamówienia, m.in. o tym, czy będzie szansa na remont większej liczby wozów. Umowa zakłada bowiem, że to wykonawca, czyli Bumar, dokona weryfikacji stanu technicznego pojazdów, przedłoży wycenę naprawy z modyfikacją oraz listę wyposażenia podlegającego wymianie lub naprawie.

Inspekcja ma się odbywać na terenie jednostek wojskowych i być szczegółowa, obejmująca uruchomienie silnika. Dopiero po weryfikacji stanu pojazdu sporządzony zostanie kosztorys, a praca ruszy po zatwierdzeniu go przez instytucje resortu obrony. MON zastrzega, że zlecenie wystawi tylko, „jeśli koszt nie jest ekonomicznie nieuzasadniony”, ale nie stwierdza jasno, co zrobi, gdy okaże się nieakceptowalny. Tak naprawdę dopiero po dokładnym obejrzeniu czołgów okaże się, ile nadaje się do remontu i ile będzie to kosztować. Dlatego tak ważne będzie opracowanie metodologii inspekcji, a także sprawdzenie, jak długo taka ocena potrwa i jakie niesie komplikacje.

Umowa zawiera limity cenowe. W pierwszym roku koszt remontu czołgu T-72, z uwagi na wydatki potrzebne do uruchomienia całego procesu i opracowania jego procedur, sięgnie prawie 10 mln zł dla pierwszego wozu. Później remont główny z doposażeniem wyceniono na maksymalnie 7,3 mln, a limit dla naprawy bieżącej z modyfikacją – na prawie 6 mln. Wykonawca będzie sam wybierał, który wóz jakiego zakresu prac potrzebuje, ale musi zmieścić się w limicie. W latach 2020–25 kwoty będą się nieznacznie różnić, ale ważniejsze wydaje się to, że do zakładów Bumar-Łabędy ma w tym czasie trafiać z tytułu czołgowej umowy przynajmniej 275 mln zł rocznie.

2025 r. będzie szczególny – wtedy Bumar dostanie 330 mln. Sama umowa nie wyjaśnia jednak różnic w wielkości corocznych wpłat. Na pewno częściowo zależą one od liczby przewidzianych do remontu egzemplarzy. W 2020 r. ma to być aż 46 czołgów, ale w późniejszych latach już mniej – 35, 35, 34 i 33, a w ostatnim roku harmonogramu 39. Czołgi mogą się okazać mocno zużyte, niesprawne, a ich wyposażenie zdekompletowane. MON przewidział taką ewentualność i zastrzega, że chce wtedy mieć wybór, czy regenerować zużyte części siłami Bumaru, szukać ich w wojsku przez kanibalizację innych wozów czy kupować na zewnętrznym rynku (nawet w NATO jest jeszcze sporo użytkowników T-72). I za ile.

Czytaj także: Wystrzałowy czerwiec na ćwiczeniach

Łatwo rzucić hasło, trudniej zrealizować

W ramach umowy dokonany zostanie więc głęboki audyt techniczny polskiej „floty” T-72, który może przynieść bardzo smutne wnioski i zmniejszyć nasz – na papierze ogromny – potencjał pancerny. Wykaz czołgów do remontu przedstawi gestor, czyli szefostwo wojsk pancernych i zmechanizowanych (pierwsze osiem, czyli transza na rok bieżący, już wytypowano).

Kluczową rolę odegrają w tym procesie dwa rejonowe przedstawicielstwa wojskowe, mało znane instytucje MON zajmujące się m.in. sprawdzaniem jakości wyrobów i usług zamawianych dla wojska i weryfikacją ich zgodności z normami. Wojskowi audytorzy techniczni będą ściśle współpracować z inżynierami i technikami z Bumaru oraz jednostek, w których będą wybierać czołgi do modyfikacji. Tak naprawdę to oni wspólnie zdecydują o zakresie i wycenie prac nad T-72.

Każdy przejrzany czołg dostanie własną specyfikację remontową i kosztorys, a decyzja o skierowaniu go do prac w zakładzie zapadnie dopiero po zatwierdzeniu kosztów. Sporządzenie dokumentacji i praca na miejscu w jednostkach wojskowych to olbrzymie zadanie. Może się okazać, że hasło modyfikacji starych czołgów łatwo rzucić, ale trudniej zrealizować. Doświadczony logistyk, z którym rozmawiałem o umowie, uważa, że również z tego względu Bumar na pewno tak skalkuluje remonty, by maksymalnie wykorzystać przyznane na każdy rok limity, o ile w ogóle się w nich zmieści. O jakichkolwiek oszczędnościach mowy nie będzie, nie ma raczej szans na wyremontowanie większej liczby czołgów niż 230.

Czytaj także: Jakie będą dwie nasze następne dekady w NATO?

Czołgów będzie mniej, a wyjdzie drożej

Co to oznacza? Dla wojska tyle, że jeśli MON nie znajdzie dodatkowych funduszy, nieco unowocześnione będą tylko cztery istniejące bataliony T-72 (po 58 czołgów w każdym), nie powstanie zaś żaden nowy. Może to skomplikować proces tworzenia 18. dywizji zmechanizowanej, w skład której miał wejść dodatkowy batalion czołgów w Lublinie – zgodnie z planem miały do niego trafić właśnie odnowione T-72.

Umowa jest tak rozłożona w czasie, że wszystkie 230 czołgów zyska nowe życie dopiero w połowie przyszłej dekady. W efekcie Polska będzie użytkownikiem już niemłodych T-72 zapewne w latach 30. i później, kiedy będą to konstrukcje już zupełnie archaiczne, nawet mimo unowocześnienia.

Rozłożenie prac aż na sześć lat wskazuje, że poważną przesłanką zawarcia kontraktu było podtrzymanie funkcjonowania podupadających zakładów w Gliwicach przez zapewnienie im stałego dopływu gotówki z resortu. Z drugiej strony fakt, że Bumar zajmie się co roku relatywnie niewielką liczbą czołgów (tylko w 2020 r. będzie to 46, potem nieco ponad 30 rocznie), pokazuje ograniczoną zdolność spółki do połączenia tego zadania z modernizacją leopardów 2A4 do wersji 2PL, która na dobre ruszy od przyszłego roku. Niemieckich czołgów będzie ledwie 128 w całym programie, ale umowa jest warta prawie dwa razy więcej, a Bumarowi da też dostęp do współcześniejszej technologii.

Najważniejszy skutek zapisania tylko 230 czołgów w umowie jest taki, że ich remont – liczony średnio na sztukę – okazuje się droższy niż dla 318 wozów o mniej więcej 2 mln zł na wóz. Co stawia jeszcze większy znak zapytania nad i tak wątpliwym przedsięwzięciem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną