Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS odcina się od Ziobry. Skąd ta niewdzięczność?

Zbigniew Ziobro Zbigniew Ziobro Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Rzuca się w oczy niewdzięczność okazywana Ziobrze, który ma de facto największą władzę w kraju. PiS nie broni już ministra, który wykonywał najważniejsze politycznie zadanie tego rządu: przejęcie władzy sądowniczej.

Praworządność i prawa człowieka to łącznik między dwoma wydarzeniami środowej nocy w Sejmie: dyskusją nad wnioskiem o odwołanie ministra sprawiedliwości i sprawozdaniem z rocznej działalności RPO. Zbigniewowi Ziobrze opozycja wytykała łamanie praworządności, rzecznik Adam Bodnar wytykał władzy łamanie praw obywatelskich.

Zarzuty opozycji wobec szefa resortu są następujące: nieudolność w reformowaniu sądownictwa, bo nie poprawiła się jego sprawność, brak skutecznych reform procedur, niszczenie gwarancji niezawisłości sędziowskiej i niezależności sądów, polityczne sterowanie śledztwami (w tym sprawa budowy dwóch wież i doniesienia przeciwko prezesowi Kaczyńskiemu). I oczywiście afera hejterska.

Czytaj także: Wniosek o wotum nieufności dla Zbigniewa Ziobry odrzucony

Zbigniew Ziobro bronił się sam

Wszystko to zarzuty najcięższego kalibru, ale już do nich przywykliśmy. Nowe było to, że PiS nie bronił Ziobry. Nie bronił ministra, który wykonywał najważniejsze politycznie zadanie tego rządu: przejęcie władzy sądowniczej. Skąd ta niewdzięczność?

W obronie ministra stanął tylko jego podwładny wiceminister Michał Wójcik. I to też bez wielkiego ognia. Stwierdził, że Ziobro to najlepszy obok Lecha Kaczyńskiego minister sprawiedliwości w III RP. Ale nie uzasadnił.

Ziobro musiał bronić się sam. Chwalił się 40 mld zł dla budżetu państwa od „mafii vatowskich” dzięki przepisom o rozszerzonej konfiskacie. I wznowieniem śledztw w sprawie warszawskich reprywatyzacji: „Wy byliście niewrażliwi na łzy lokatorów, my powstrzymaliśmy ten horror”. Zapewnił, że „bitwa o sądownictwo trwa”, czym pośrednio przyznał, że nie wykonał zadania. I może to właśnie jest powód, dlaczego obrona PiS ograniczyła się do zagłosowania przeciw jego odwołaniu. Nawet premier Mateusz Morawiecki, który wystąpił na koniec dyskusji, nie bronił ministra, tylko atakował opozycję znanymi argumentami z cyklu „to za waszych czasów”. I powtarzając znaną frazę, że w sprawie afery hejterskiej „zadziałaliśmy szybko i bardzo właściwie”. Oraz że „była to kłótnia w rodzinie sędziów”, a sądownictwo źle działa, bo taki stan „odziedziczyliśmy”.

Wszystko to było rytualne. Opozycja zrobiła swoje – złożyła wniosek o odwołanie i skrytykowała ministra. Rządzący wniosek odrzucili. Ale rzucały się w oczy niewdzięczność i lekceważenie okazane przez PiS Ziobrze, który obok Mariusza Kamińskiego, obecnie totalnego szefa wszystkich służb specjalnych i policji, ma de facto największą władzę w kraju.

Rzeczowy Bodnar i kolejny atak Pawłowicz

Potem głos zabrał Adam Bodnar. Jedyny już dziś poza nieudolnie spacyfikowanymi przez Ziobrę sądami niezależny organ kontrolujący władzę. To, że wypchnięto jego roczne sprawozdanie na godziny nocne, pokazuje stosunek PiS do praw obywatelskich. Inny niż deklarowany, szczególnie gdy chodzi o prawa socjalne. A te w sprawozdaniu RPO za zeszły rok nie wyglądają dobrze – mowa o braku skutecznych polityk społecznych wobec osób niepełnosprawnych, starszych czy bezdomnych (grupy, które rzadziej niż inne głosują – przypadek? Nie sądzę). O nierównościach społecznych, nierównym traktowaniu niektórych grup (np. LGBT), pogarszającym się dostępie do służby zdrowia, braku refundacji leków, np. onkologicznych czy przeciw odrzucaniu przeszczepów. O zapaści psychiatrii dziecięcej. A także o brutalności policji, braku definicji tortur i skutecznego pociągania funkcjonariuszy władzy do odpowiedzialności za ich stosowanie.

Bodnar mówił rzeczowo, wskazywał, co można zrobić, żeby poprawić sytuację. I to władzę złości dodatkowo, bo w przeciwieństwie do politycznych filipik z merytoryczną debatą sobie nie radzi. Na posiedzeniu komisji sprawiedliwości, gdzie kilka dni temu RPO przedstawiał raport po raz pierwszy, upust emocjom wobec niego dała posłanka Krystyna Pawłowicz – w swoim stylu, nad którym prawdopodobnie sama nie panuje. Kolejny problem Pawłowicz z panowaniem nad sobą można by przemilczeć, gdyby nie to, że przewodniczący obradom Stanisław Piotrowicz zagwarantował jej pełną swobodę wypowiedzi, mimo że padały określenia obraźliwe nie tylko wobec Bodnara, ale też pełnionego przez niego urzędu. Piotrowicz nie reagował, choć opozycja apelowała, by przywołał posłankę do porządku.

„Nieparlamentarne zachowanie” jako komplement

Piotrowicz swobody wypowiedzi nie zapewnił zaś Bodnarowi. Gdy przyszło do odpowiedzi na pytania, po prostu zamknął obrady. Podobnie było rok wcześniej. Takie są dziś w Polsce obyczaje parlamentarne. W tej sytuacji dotąd pejoratywne określenie „nieparlamentarne zachowanie” może zacząć funkcjonować jako komplement.

Zbigniewa Ziobrę PiS napuścił na sądownictwo i prokuraturę, żeby spacyfikował sędziów i prokuratorów. Ułomności Pawłowicz PiS używa do hejtowania osób uznanych za politycznych rywali. Podobnie jak zaangażowania hejterki Emilii czy sędziów, którzy swoją karierę zawdzięczają „dobrej zmianie”. Jak trzeba będzie, to się od nich odetnie. W ramach akcji „czyste ręce”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną