Prezes NIK p. Banaś udał się na urlop, ale wcześniej postanowił zaprowadzić porządek w instytucji, którą kieruje. Jego zamysł polegał na tym, aby odwołać trzech wiceprezesów, których – jak to przytomnie stwierdził inny aktywista tzw. dobrej zmiany, chyba p. Kaleta – „otrzymał w spadku”. Stosowny wniosek p. Banasia wpłynął do komisji ds. kontroli państwowej obradującej pod światłą prezydencją p. Szaramy, posła PiS. Głosowanie nad pierwszym wnioskiem zakończyło się remisem.
W normalnych okolicznościach, jeśli wniosek nie otrzyma poparcia większości głosujących, przepada. Art. 148d regulaminu Sejmu stanowi, że w przypadku równej liczby głosów za i przeciw rozstrzyga głos przewodniczącego komisji, ale przepis ten znajduje się w rozdziale o komisji ds. Unii Europejskiej, nie stosuje się do innych. Ponieważ rozdział o posiedzeniach komisji sejmowych w ogóle nie rozstrzyga kwestii równej liczby głosów, trzeba zastosować zasadę, że jeśli wniosek nie uzyskał poparcia większości, to przepada.
Prawne nonsensy PiS
Pan Szarama nie stracił jednak rezonu w zaistniałej sytuacji – jak przystało na reprezentanta obozu zwalczającego wszelaki nihilizm – i postarał się, aby wniosek p. Banasia nie przepadł. Zarządził przerwę, wezwał na pomoc prawnika z Biura Analiz Sejmowych, a ten zgodnie z antynihilistyczną racją usłużnie zawyrokował, że skoro głosowanie nie przyniosło rozstrzygnięcia, to trzeba je powtórzyć.
Tak też się stało i wniosek przeszedł, podobnie jak dwa następne w sprawie odwołania innych wiceprezesów.