Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Dlaczego narodowcy modlili się przed marszem u lefebrystów

Marsz Niepodległości 2019 Marsz Niepodległości 2019 Anna S. Kowalska / Polityka
Organizatorzy Marszu Niepodległości długo nie mogli znaleźć parafii, która zgodziłaby się odprawić dla nich mszę trydencką. Ostatecznie nabożeństwo odprawiono w kaplicy lefebrystów na warszawskim Wawrze.

To nie pierwszy raz, kiedy narodowcy i władze kościelne wchodzą w spór wokół mszy przed Marszem Niepodległości. W ubiegłym roku Robert Bąkiewicz, prezes stowarzyszenia i główny organizator pochodu, wymarzył sobie mszę polową przed budynkiem Sejmu przy Wiejskiej. Nie zgodziła się na to warszawska kuria, więc skrajna prawica musiała poprzestać na małej scenie, z której płomienne przemówienie (bo bez mszy trudno nazwać to kazaniem) wygłosił ks. Tomasz Jochemczyk, jeden z najpopularniejszych wśród narodowców duchownych.

Kto zablokował mszę narodowców

W tym roku wokół mszy wybuchła już prawdziwa awantura. Zaczęła się dwa tygodnie temu, kiedy na swojej stronie internetowej organizatorzy marszu zamieścili zaproszenie na mszę świętą do kościoła przy pl. Zbawiciela. Nabożeństwo miało odbyć się w tradycyjnym rycie trydenckim – po łacinie, z kapłanem odwróconym plecami do wiernych. Ale gdy informacja trafiła do sieci, momentalnie zdementowały ją służby prasowe archidiecezji i sam proboszcz.

Od tej pory narodowcy i kuria przerzucają się oskarżeniami. Ci pierwsi twierdzą, że na organizację mszy zgodził się proboszcz, co potwierdzają świadkowie i pisemne dowody, w tym wpis do księgi parafialnej. Odwołanie nabożeństwa przypisują złej woli metropolity warszawskiego kard. Kazimierza Nycza, który zdaniem Bąkiewicza blokując mszę, złamał prawo kanoniczne. Kuria odpiera zarzuty, twierdząc, że proboszcz z pl. Zbawiciela został oszukany – intencję mszy przyjął, nie wiedząc, kto ją zamawia, bo organizatorzy marszu nie podali swojej afiliacji.

Reklama