Arcybiskup Juliusz Paetz zmarł w piątek. Tego samego dnia archidiecezja poznańska podała, że ciało byłego poznańskiego metropolity oskarżanego o molestowanie kleryków i księży zostanie złożone w katedrze na Ostrowie Tumskim. Miało to wynikać z prawa kanonicznego, które mówi m.in. o chowaniu arcybiskupów we „własnych kościołach”. Z komunikatu wynikało też, że decyzję uzgodniono ze „Stolicą Apostolską i Nuncjaturą Apostolską w Polsce oraz rodziną zmarłego”. Pogrzeb miał mieć charakter zamknięty.
Były poznański metropolita nigdy nie odpowiedział za swoje czyny. Kiedy w 2002 r. pod naciskiem Watykanu ustąpił ze stanowiska, wciąż był obecny w życiu poznańskiego kościoła. Wbrew decyzji Jana Pawła II, który nakazał mu powstrzymanie się od przewodniczenia czynnościom liturgicznym, Paetz brał udział w uroczystościach państwowych i kościelnych. Jego następca abp Stanisław Gądecki był bezsilny – albo raczej bierny. Dopiero w 2016 r., kiedy abp Paetz zapowiedział, że weźmie udział w uroczystościach 1050 rocznicy chrztu Polski, z Watykanu przyszło zalecenie, by „zamieszkał w odosobnieniu”.
Czytaj też: Seminarium duchowne w Elblągu: molestowanie na porządku dziennym
„Pochówek w katedrze to publiczne zgorszenie”
Piątkowa decyzja kurii wywołała oburzenie nie tylko w Poznaniu. Oskarżany o molestowanie kleryków i księży duchowny miał być pochowany obok m.in. Mieszka I, Bolesława Chrobrego, Mieszka II, abp. Walentego Dymka czy torturowanego przez UB abp. Antoniego Baraniaka.