Emocje podgrzała wieść o powołaniu na nowo ministerstwa mającego nadzorować państwowe spółki z ważnym politykiem PiS na czele. Jacek Sasin nie wyraził wprost apetytu na PGZ, pytany bywał też głównie o sprawy energetyki, ale w kuluarach huczało od plotek, co komu zabierze i czy weźmie PGZ od Mariusza Błaszczaka. Wśród tego szumu dało się wyłowić kilka wersji przyszłości PGZ, podobno krążących w obozie władzy. Jedna z narracji z czasów tworzenia rządu mówiła o przeniesieniu spółek zbrojeniowych pod nadzór nowego resortu Sasina. Inna o tym, że nic się nie zmieni, a Błaszczak zachowa pełną kontrolę nad PGZ. Pośrednia sugerowała, że w rękach MON zostaną wojskowe przedsiębiorstwa remontowo-produkcyjne (których nazwy zaczynają się od Wojskowe Zakłady), a resztę zbrojeniowego biznesu jednak przejmie Sasin. Wreszcie „Rzeczpospolita” napisała, że PGZ, jaką dziś znamy, czeka likwidacja, a poszczególne spółki wraz z istniejącym Inspektoratem Uzbrojenia utworzą nową Agencję Uzbrojenia, której PiS nie udało się powołać w ubiegłej kadencji.
Pomimo podkreślanej przez lata strategicznej roli PGZ w systemie bezpieczeństwa państwa nikt z rządu – ani odchodzącego, ani nowego – nie zdecydował się publicznie zabrać głosu, by wyjaśnić, co dalej z tak ważnym dla państwa zasobem jak państwowy przemysł zbrojeniowy.
Czytaj także: Co zrobi minister Błaszczak w drugiej kadencji
PGZ w Agencji Uzbrojenia?
Z tych, którzy cokolwiek mówili, najbliżej władzy jest przewodniczący sejmowej komisji obrony – w poprzedniej i nowej kadencji – poseł Michał Jach.