Do stolicy Wielkopolski Donald Tusk przyjechał w poniedziałek promować swoją książkę „Szczerze”. Mówił m.in. o tym, dlaczego nie zdecydował się na start w wyborach prezydenckich, o kryzysie obecnej władzy, jej jakości i o polskim Kościele.
Kłamstwo już nie dyskwalifikuje
Już na początku dostał pytanie o szanse w starciu z Andrzejem Dudą kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (wygrała partyjne prawybory z prezydentem Poznania Jackiem Jaśkowiakiem). – Dobrze się stało. Trochę przegrywałem w polityce, ale więcej wygrywałem. Mam prawo i obowiązek powiedzieć: Małgorzata Kidawa-Błońska jest kandydatem optymalnym, z największymi szansami na zwycięstwo – mówił i dodał, że z Jaśkowiakiem Platforma miałaby mniejszą zdolność przyciągania wyborców, którzy nie są zwolennikami PO.
Tusk szacuje, że gdyby wystartował, mógłby liczyć na 35 do 40 proc. – To kapitalny wynik, ale nie w tych wyborach. Jakkolwiek to brzmi niepolitycznie, czuję, że to, co myślę o Polsce i świecie, nie jest dzisiaj poglądem większościowym w naszym kraju. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, a mam świadomość własnych ograniczeń, by pomóc Małgorzacie Kidawie-Błońskiej wygrać. A po wyborach chciałbym pomóc Platformie oraz innym, niepartyjnym środowiskom, które opowiadają się za kanonem tego, co nazywam liberalną demokracją i czego centrum jest niezależność sądów i polityczna niezależność sędziów.
Były „prezydent” Europy w ostatnich tygodniach bardziej otwarcie ocenia działania Jarosława Kaczyńskiego i jego partii.