Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Grom dostanie skrzydeł. MON sprowadził śmigłowce ekspresowo

Śmigłowiec Black Hawk Śmigłowiec Black Hawk Marcin Kucewicz / Agencja Gazeta
Cztery śmigłowce Black Hawk trafią do elitarnej jednostki specjalnej i dadzą jej z czasem nowe możliwości. Ale dziś bardziej potrzebne są politykom i zabiegającym o ich względy dostawcom uzbrojenia.

Mariusz Błaszczak chce udowodnić, że można kupić śmigłowce bez przetargu i mieć je w ekspresowym tempie. W dodatku dostarczone z polskiego zakładu, choć należącego – więc może nawet lepiej się składa – do potężnej amerykańskiej korporacji zbrojeniowej. Zamówione w styczniu cztery black hawki z Mielca już czekają na uroczysty odbiór na wojskowej płycie warszawskiego lotniska. Niecały rok od umowy do dostawy – to rekord w tej branży. Ekspresowy termin sugeruje, że w chwili podpisywania kontraktu śmigłowce były na zaawansowanym etapie produkcji. A więc ktoś musiał coś wiedzieć przed formalnym rozstrzygnięciem.

Nikt jednak nie oponował, bo w styczniu Mielec już nie miał żadnych konkurentów. MON zamknął prowadzone przez prawie dwa lata postępowanie przetargowe, by ogłosić zakup black hawków z wolnej ręki i bez podawania powodów. Miniprzetarg na cztery sztuki był oczywiście pokłosiem wstrzymania w 2016 r. zamówienia na 50 szt. śmigłowców różnych wersji na wspólnej platformie H225M Caracal, z których osiem miało trafić do wojsk specjalnych. Błaszczakowi prawie się udało – i tylko połowicznie, gdy chodzi o liczbę maszyn – posprzątać po Macierewiczu w ciągu tej samej kadencji. Zabrakło dwóch miesięcy.

Błaszczak traci na rzecz Sasina

Błaszczak chce się wykazać skutecznością, bo w nowym rozdaniu rządowym sporo stracił. Przede wszystkim PGZ na rzecz wicepremiera i szefa resortu aktywów Jacka Sasina.

Reklama