Wyrasta kolejne pokolenie, które nie pamięta traumy wojennej i nie zna jej nawet z opowieści dziadków. Weźmy taki przykład: kiedy powstawało Muzeum Powstania Warszawskiego w 2004 r., żyło jeszcze kilkanaście tysięcy uczestników tego zrywu. Dzisiaj najpewniej jest ich tylko koło tysiąca, a rocznie odchodzi ok. 200. To statystyka, ale kryje się za nią informacja o tym, że znajdujemy się w specyficznym momencie, gdy wydarzenia II wojny światowej powoli przechodzą do „prawdziwej” historii – takiej, której nie obejmuje już pamięć nawet trzech pokoleń wstecz.
Czytaj też: Putin odgrzewa propagandową wojnę z Polską
Wojna w Rosji narzędziem władzy
Byłoby dobrze, gdyby historia naprawdę stawała się historią. W przypadku Rosji tak nie jest. 30 lat temu społeczeństwa Europy Środkowej i Wschodniej „przesunęły się na Zachód”. W różnym stopniu przyjęły zachodnie standardy, w jednym wszelako się zmieniły – podobnie jak w państwach Europy Zachodniej stały się społeczeństwami cywilów, którzy, jest to najczęstszy model, łożą na zawodowe armie, ale sami nie myślą każdego dnia o wojnie.
Zgoła inaczej potoczyły się losy społeczeństwa rosyjskiego. „Nowa, demokratyczna” Rosja była tylko epizodem w dziejach Federacji. Tajemnicze zamachy terrorystyczne, wojny czeczeńskie, wojna z Gruzją, wojna w Syrii, zbrojne interwencje pod przykryciem mundurów zielonych ludzików, aneksja Krymu, wojny gazowe – wszystko to uczyniło społeczeństwo rosyjskie społeczeństwem zmilitaryzowanym, codziennie karmionym informacjami o wojnach.