Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czy Kaczyński przestrzega obostrzeń? Patrol pod domem prezesa

Prezes PiS Jarosław Kaczyński na pl. Piłsudskiego w Warszawie. 10 marca 2020 r. Prezes PiS Jarosław Kaczyński na pl. Piłsudskiego w Warszawie. 10 marca 2020 r. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Wydaje się, że policja dyżurująca non stop przed jedną z willi w Warszawie chroni spokój lokatora, a nie – jak utrzymuje jej kierownictwo – zdrowie innych mieszkańców miasta.

„Wszystkie patrole, które są w tej chwili realizowane, dotyczą koronawirusa. Na tym się skupiamy. (...) Najważniejszy jest dla nas koronawirus” – tak rzecznik Komendy Stołecznej Policji odpowiedział na pytanie „Gazety Wyborczej”, dlaczego pod żoliborskim domem prezesa PiS, szeregowego posła, okrągłą dobę dyżuruje radiowóz. Oraz na sugestię, że może w sytuacji epidemii siły te przydałyby się w innym miejscu.

Nadkomisarz Sylwester Marczak nie omieszkał jeszcze sam z siebie, niepytany, podkreślić, że „pisanie jakichś rzeczy w kontekście domu Kaczyńskiego jest wyłącznie próbą upolitycznienia naszych działań”.

Czytaj też: Zaraza wyborcza. Kaczyński brnie w kpinę z demokracji

Kaczyński dwa metry od ochroniarzy?

Tyle że sama policja co rusz podnosi, jak wiele zadań na nią spadło w związku z zaostrzonymi rygorami: sprawdzanie, czy przestrzegana jest kwarantanna, czy obywatele nie chodzą na spacery do parków (zwłaszcza z psami albo pobiegać dla zdrowia), czy pary małżeńskie zachowują na ulicy dystans dwóch metrów, czy zbliżający się do pełnoletności nastolatkowie nie poważyli się bez opieki mamy bądź taty pójść do sklepu po chleb. Obowiązków jest tak dużo, że funkcjonariuszom muszą ponoć pomagać oficerowie żandarmerii wojskowej, a czasem i zwykli żołnierze.

Jeśli więc przyjąć wprost słowa nadkomisarza, że „wszyscy policjanci, których widzimy w tej chwili, mają jedno zadanie: ograniczanie możliwości gromadzenia i przemieszczania się osób w dobie koronawirusa”, to wniosek może być tylko jeden.

Otóż stawiając akurat pod domem Jarosława Kaczyńskiego specjalny posterunek, policja pilnuje zapewne, czy nie narusza on przypadkiem restrykcji wprowadzonych przez jego partyjnych kolegów z rządu. Czy obywatel nie opuszcza domu w celu nieprzewidzianym przez rozporządzenie? Ot, choćby wypuszczając kota, żeby się przewietrzył – wszak sam minister zdrowia Łukasz Szumowski podkreślał, że wychodzić z domu można jedynie wtedy, gdy jest to „bezwzględnie potrzebne”, a jako przykłady podawał „przewietrzenie się” i „wyjście z psem” (ale z kotem nie, bo jak wiemy, zwykle spacerów nie wymaga). Funkcjonariusze sprawdzają też być może, czy obywatel Kaczyński Jarosław utrzymuje wymagany dystans dwóch metrów od całą dobę strzegących go i jego posesji prywatnych ochroniarzy.

Czytaj też: Dziwna kampania prezydencka

Spokój lokatora Kaczyńskiego

Inna rzecz, że media już dawno opisywały szczególne względy, jakimi policja darzy żoliborskie okolice willi przywódcy PiS. Radiowóz dyżurował tam bowiem jeszcze przed oficjalnym atakiem zarazy i też niekiedy okrągłą dobę. Czasami zresztą, na co skarżyli się mieszkańcy, z włączonym silnikiem, co skądinąd jest wykroczeniem.

To daje powód do innej hipotezy – że jednak chodzi o szczególną opiekę policji nad prezesem rządzącej partii. Potwierdzeniem może być to, że kiedy kilka dni temu czworo obywateli stanęło pod tą willą, protestując przeciwko forsowaniu majowego terminu wyborów prezydenckich, zostali wylegitymowani i przewiezieni na komendę. Trafił tam też obywatelski dziennikarz Włodzimierz Ciejka, który relacjonował wydarzenie. Drastyczna reakcja funkcjonariuszy musiała mieć szczególny powód. Do tej pory policja nieczęsto zabierała na komisariaty uczestników antypisowskich protestów. Raczej ich spisywała.

Na dodatek w obecnej sytuacji taka przedłużająca się interwencja stworzyła dodatkowe zagrożenie epidemiologiczne zarówno dla protestujących, jak i dla funkcjonariuszy. Przeważyć mogło tylko jedno – chęć szybkiego oczyszczenia chodnika przed willą z tych, którzy mogli zaburzyć samopoczucie wracającego za chwilę do domu lokatora. Cóż z tego, że chodnik jest publiczny, a usunięci z niego zachowywali, co ważne, wszelkie zalecane środki ostrożności – z utrzymywaniem odległości między sobą włącznie. Cóż z tego wreszcie, że można podważyć samą legalność wprowadzanych przez rząd przy okazji epidemii ograniczeń praw obywatelskich.

Dyżurująca non stop przed jedną z willi w Warszawie policja chroni najwyraźniej spokój lokatora, a nie – jak utrzymuje jej kierownictwo – zdrowie innych mieszkańców miasta.

Jerzy Baczyński: Czy prezes wierzy, że uda się zorganizować te wybory?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną