Kraj

Zaraza wyborcza. Kaczyński brnie w kpinę z demokracji

Jarosław Kaczyński na lutowej konwencji wyborczej Andrzeja Dudy Jarosław Kaczyński na lutowej konwencji wyborczej Andrzeja Dudy Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
„Wiadomości” pokazują sondaże z wygraną Andrzeja Dudy, a szpital MSWiA, przerobiony na zakaźny, przestaje przyjmować pacjentów. Jarosław Kaczyński już wie, że obnażone zostanie „państwo z kartonu”. Ale wybory prezydenckie, które chce przeprowadzić w czasie epidemii, będą kpiną z aktu wyborczego i demokracji.

Nie ma końca szaleństwu. Wybory prezydenckie w Polsce przeprowadzone korespondencyjnie nie będą ani równe, ani bezpośrednie. W dodatku odbędą się bez żadnej kontroli. A o ich legalności, a może i wyniku, mogą zdecydować wskazani przez rządzącą partię funkcjonariusze.

PiS, który legitymację do naciągania i łamania prawa, w tym konstytucji, wywodzi z demokratycznego mandatu, swoim ostatnim pomysłem zlikwiduje demokratyczny akt wyborczy. Świetnym tłem mogłyby tu być peerelowskie wybory z możliwością głosowania jedynie na kandydatów Frontu Jedności Narodu.

Czytaj też: Dziwna kampania prezydencka

Kaczyński wie, że epidemia obnaży „państwo z kartonu”

Na początku tygodnia w odpowiedzi na zarzuty, że majowe wybory nie będą powszechne, bo m.in. nie będą mogły głosować osoby w domowej kwarantannie, PiS zgłosił projekt poszerzenia możliwości głosowania korespondencyjnego. Teraz zapowiada, że wszyscy chcący głosować będą musieli zagłosować korespondencyjnie. „Nie trzeba będzie chodzić do lokalu wyborczego, bo nie będzie lokali wyborczych” – powiedział dziennikarzom z właściwą tylko sobie nonszalancją wicemarszałek Sejmu i szef klubu PiS Ryszard Terlecki. Wcześniej mówił o tym w RMF FM wicepremier Jacek Sasin.

Ideę wyborów w maju, czyli podczas bardzo prawdopodobnego szczytu epidemii koronawirusa w Polsce, ma – według doniesień różnych mediów – forsować Jarosław Kaczyński. Wie, że za chwilę zostanie obnażone „państwo z kartonu”, więc chce sobie zabezpieczyć pełnię władzy, zanim to się stanie.

„Wiadomości” TVP pokazują sondaże: Andrzej Duda wygrywa w pierwszej turze. Tymczasem w warszawskim szpitalu MSWiA, przerobionym na zakaźny, zaprzestano właśnie przyjmowania chorych z braku miejsc. To samo dzieje się w Radomiu. I będzie się działo w innych miejscach. Nie pomoże kuglowanie statystykami, z których wynika, że Polska ma jedną z najniższych liczb zakażeń w Unii Europejskiej, jeśli nie na świecie. Nie pomoże kneblowanie pracowników służby zdrowia. Ludzie będą widzieli na własne oczy, co dzieje się wokół nich. A mogą się dziać sceny znane z Wuhanu: chorzy tracący przytomność na ulicach.

Zdaniem Kaczyńskiego do 10 maja ludzie jeszcze będą wierzyć, że władza panuje nad sytuacją. A gdyby jednak nie udało się tego ukryć przez najbliższy miesiąc i prezydent Duda by przegrał? Wtedy wybory zawsze może unieważnić stworzona przez PiS Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego. I to akurat z czystym sumieniem, bo ich przebieg będzie kpiną z aktu wyborczego i demokracji.

Jerzy Baczyński: Czy Kaczyński wierzy, że uda się zorganizować te wybory?

Listonosz z wojskiem, policją i urną?

Tak, kpiną – począwszy od procedowania nad projektem zmian, który powinien być posłom znany na 14 dni przed pierwszym czytaniem. Tymczasem 3 kwietnia Sejm ma się zająć zmianami prawa wyborczego wniesionymi trzy dni wcześniej. A pomysł, że „nie będzie lokali wyborczych” i wszyscy muszą głosować korespondencyjnie, zostanie wniesiony pod obrady jako „wrzutka”.

A jak takie głosowanie bez lokali wyborczych miałoby wyglądać? Prawdopodobnie zdecyduje o tym Państwowa Komisja Wyborcza, bo projekt w dotychczasowej wersji daje jej uprawnienia do dowolnej zmiany wymienionych w kodeksie warunków dotyczących składu i sposobu powoływania komisji. Ale formalnie PKW może to zrobić dopiero po wejściu w życie nowego prawa, czyli na kilka dni przed wyborami (zdominowany przez opozycję Senat, chcąc zablokować wybory według PiS, zapewne wykorzysta przysługujące mu 30 dni do wnoszenia poprawek).

Czytaj też: Wybory w czasie pandemii. Czym się może skończyć pomysł PiS?

Jak ustalili dziennikarze RMF FM, rząd chciałby, żeby dostarczaniem tzw. pakietów wyborczych zajęła się Poczta Polska. Ze wstępnych szacunków władzy wynika, że 26 tys. listonoszy będzie musiało je powkładać do co najmniej 14 mln skrzynek pocztowych. Wszystkich uprawnionych do głosowania jest 30 mln.

W normalnej elekcji wyborca potwierdza podpisem, że taki pakiet odebrał. A co teraz, jeśli mu ktoś go wyciągnie ze skrzynki? Albo gdy nie mieszka już pod danym adresem?

Głos trzeba będzie wrzucić do specjalnie zorganizowanej skrzynki pocztowej. Gdzie one będą? Na klatkach? Na każdej ulicy? Kto ich będzie pilnował? A może z urnami, po domach oraz mieszkaniach, będą chodzić listonosze, wspierani przez wojsko i policję? I kto sprawdzi, czy ludzie nie głosują „na dwie ręce” – np. za dziadka czy małżonka? Kto będzie ewidencjonował tych, którzy oddali już głos, żeby nie robili tego kilkakrotnie, np. skserowawszy kartę do głosowania?

Czytaj też: Prezes gasi pożary u siebie i szantażuje opozycję

Najważniejsze: kto policzy głosy?

I jaka nad tym liczeniem ma być kontrola? O tym PiS milczy. Zawsze może powiedzieć: mamy demokratyczny mandat, żeby robić to, co robimy, bo ludzie nas wybrali. Tak jak mówił, demontując Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa, PKW, Sąd Najwyższy czy nie ustając w wysiłkach zniszczenia niezależności powszechnego sądownictwa.

A gdzie jest dziś Ruch Kontroli Wyborów? Gdzie są Solidarni 2010? Adam Słomka i jego Ruch Kontroli Władzy? Kluby „Gazety Polskiej”? Grzegorz Braun i jego zwolennicy? Rodzina Radia Maryja? Ci wszyscy, którzy w 2014 r. demonstrowali na ulicach i okupowali PKW, krzycząc o sfałszowanych wyborach samorządowych? Ci, którzy w 2017 r. doprowadzili do wykreślenia z kodeksu wyborczego głosowania korespondencyjnego jako... zarzewia dla oszustw wyborczych. Demokracja jest dla nich ważna, dopóki ich faworyci nie przejmą władzy?

Czytaj też: Czy Jarosław Gowin powstrzyma PiS przed wyborami?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną