Partnerski Szantaż Ludowców
Partnerski Szantaż Ludowców. Na związki czekają miliony par. I dzieci. Teraz się uda?
Polska bardzo się chyba niecierpliwi, skoro publikacja projektu w Rządowym Centrum Legislacji budzi sensację i jest okraszana nagłówkami: „Zwrot akcji w sprawie związków partnerskich” i „Mamy przełom!”. Ale o przełomie trudno mówić. Dokument ukazał się tuż po rocznicy wyborów 15 października, co przypadkiem nie jest. Z założenia miał też wyjść naprzeciw oczekiwaniom postępowej lewicy, ale i konserwatystów z PSL. Lewica cofnęła się mocno wobec pierwotnych założeń, jednak ludowcy „nie oddadzą ani guzika”. Czyli pat. Znowu. Spór małych koalicjantów Donalda Tuska wszedł nawet w semantyczny zakręt: czy ustawę Katarzyny Kotuli w ogóle można nazywać „rządową”, jeśli nie popiera jej cały rząd – demonstracyjnie pytał PSL, żeby się jeszcze zdystansować. Projekt przygotowany przez członka Rady Ministrów jest rządowy, natomiast „projektem całego rządu” stanie się w momencie, kiedy rząd go przyjmie – wyjaśniali szef KPRM Jan Grabiec i prezeska Rządowego Centrum Legislacji Joanna Knapińska.
Kompromis związkowy
Rządowy czy nie – to tylko niuanse. Projekt, który miał być strawny dla wszystkich, znów okazał się nie do przyjęcia. Sporne kwestie są niezmiennie trzy: gdzie związki miałyby być zawierane, czy wolno przejąć nazwisko (albo połączyć oba) partnera/partnerki i jak w świetle prawa potraktować dzieci. PSL protestuje przeciwko uroczystości w urzędzie stanu cywilnego (jego zdaniem lepiej się zebrać u notariusza), wadzi mu wspólne nazwisko i sprawa przysposobienia potomstwa przez jedną ze stron. Generalnie im mniej łączy związek partnerski z małżeństwem, tym lepiej. Na produkt „małżeńskopodobny”, jak go ludowcy nazywają, „na rewolucję obyczajową” ich zgody nie ma.