Taka przygoda spotkała mnie i moją żonę po tym, jak w warszawskim urzędzie stanu cywilnego złożyłyśmy wniosek o transkrypcję aktu małżeństwa zawartego przez nas wczesną wiosną w Kopenhadze.
Znajomi w kraju urodzenia często gratulują nam odwagi i życzą, żebyśmy doczekały dnia, kiedy nasze małżeństwo zostanie uznane przez Polskę. Szczerze mówiąc, z odwagą nasz piękny duński ślub nie miał nic wspólnego.
Po dziesięciu latach biegu z przeszkodami jest wreszcie przełom: Tajlandia legalizuje małżeństwa osób tej samej płci.
Na ateńskim placu Syntagma, dzień po dniu, odbyły się konkurencyjne manifestacje: zatroskanych obrońców wiary i radosnych sympatyków LGBT.
Debata nad ustawą w same walentynki była najpewniej zbiegiem okoliczności, ale przełom w tym raczej konserwatywnym kraju stał się faktem – pomimo opozycji części prawicy i kościelnych hierarchów.
Zaprzysiężenie rządu Donalda Tuska, antysemicki atak Grzegorza Brauna, wyrok Strasburga w sprawie małżeństw jednopłciowych, prezydent Ukrainy w Waszyngtonie apeluje o pomoc, młodzi ludzie traktują Sejm jak „Sejmflix”.
Od 2015 r. małżeństwa jednopłciowe są w USA legalne, ale niewykluczone, że kwestią tą wkrótce zajmie się Sąd Najwyższy. Do zwykłych Amerykanów i polityków dołączyli nawet mormoni, którzy również popierają prawo do małżeństwa dla par nieheteronormatywnych.
Przyjęty w referendum nowy kodeks prawa rodzinnego radykalnie zmieni krajobraz relacji społecznych na Kubie. Definitywnie zamyka epokę, w której osoby homoseksualne uznawano za wrogów komunistycznego reżimu.
Rządząca Niemcami koalicja zapowiada rewolucję w prawie rodzinnym: koniec z biologią. Czas na wspólnotę odpowiedzialności.
Nowi berlińczycy uciekają z Polski, w której już nie dało się żyć.