Odwrócenie znanego kalamburu p. Wałęsy w stosunku do p. Gowina jest jak najbardziej na miejscu. Zgodnie z przewidywaniami ten drugi użył swojego sumienia w związku z ustawą o głosowaniu korespondencyjnym. Wprawdzie można było przewidywać, że podejmie słuszną decyzję, ale trzeba przyznać, że zaskoczył jej rozmiarami, gdyż podał się do dymisji (na razie tylko przyjętej do wiadomości) zarówno ze stanowiska wicepremiera, jak i ministra nauki i szkolnictwa wyższego.
Wedle mojej prywatnej opinii (bez żadnej ironii) rezygnacja p. Gowina z ministerialnej posady jest jak najbardziej słuszna, natomiast z wiceszefa rządu – całkowicie obojętna. Jakby nie było, sam zainteresowany podkreśla, że postąpił zgodnie z sumieniem (boć przecież nie godził się na wybory 10 maja), ale odpowiedzialnie, gdyż nie opuścił Zjednoczonej Prawicy. Tak to ujął: „Jednocześnie w trosce o jedność koalicji rządowej, o to, żeby Polska miała stabilny rząd, który się zajmuje tylko jednym – troską o Polaków – rekomendowałem i mam nadzieję, że przekonałem moich kolegów, przynajmniej tych, którzy nie mają fundamentalnego oporu wobec tej ustawy, by dać jej szansę”.
Inaczej mówiąc, Porozumienie Jarosława Gowina (skromna nazwa, nieprawdaż?) pozostaje w ramach Zjednoczonej Prawicy i będzie (przynajmniej jego część) głosować wedle ukazu p. Kaczyńskiego. Jak wiadomo, rekomendacja przywódcy okazała się skuteczna i posłowie Porozumienia zagłosowali „za” w liczbie wystarczającej do