Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Jak kandydat Jakubiak „zbierał” podpisy

Marek Jakubiak Marek Jakubiak Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Łżekandydat w łżewyborach – tak można podsumować historię politycznych (bo tylko pozornie prezydenckich) aspiracji narodowca Marka Jakubiaka.

Marek Jakubiak znany był najpierw jako producent piwa, dość kiepskiej zresztą jakości. Potem został działaczem, a od 2015 r. posłem formacji Kukiz ’15. Gdy pokłócił się z jej liderem, jesienią 2019 wystartował do Sejmu jako kandydat niezależny, używając coraz radykalniejszej prawicowo-narodowej retoryki. Nie udało się – tym razem poparcie było znikome, sięgnęło niewiele ponad 3 tys. głosów.

Ale na początku marca Jakubiak ogłosił na Facebooku (co też znamienne), że sympatycy podjęli inicjatywę zbiórki podpisów pod jego kandydaturą na „fotel pierwszej osoby w państwie”. Pomysł zdobycia w krótkim czasie 100 tys. podpisów sam określił jako „zadanie karkołomne, graniczące z cudem”. Tak się składa, że wobec początków pandemii koronawirusa w kręgach opozycji pojawiały się wówczas sugestie, by wybory zbojkotować, a jednym z formalnych warunków ich ważności jest to, aby kandydat Andrzej Duda miał choć jednego konkurenta.

Podkast „Polityki”: Wybory prezydenckie. Co z nimi zrobić i kiedy?

Podpisy poparcia „przynieśli ludzie”

W połowie marca Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała komitet wyborczy Marka Jakubiaka. On sam, co też znamienne, zaczął sugerować, że wobec nadzwyczajnej sytuacji należałoby zmienić reguły rejestracji kandydatów. A choć nie prowadził żadnej kampanii, 23 marca ogłosił, że ma 140 tys. podpisów. Jak twierdził, „przynieśli mu ludzie”.

Reklama