Dwa tygodnie temu rozpatrywałem przedwyborcze poczynania PiS przy pomocy teorii gier (pojęcia strategii dyktatorskiej). Dzisiaj zamierzam zastosować teorię decyzji. Pierwsza część tytułu dotyczy organizacji wyborów korespondencyjnych, a nie samego głosowania przy pomocy koperty. Potraktujmy kwestię majowych wyborów prezydenckich jako problem decyzyjny.
Wybory 10 maja: co podpowiada logika?
Rzecz dotyczy tego, czy postanowienie o przeprowadzeniu tej elekcji jest racjonalne. Decyzją jest wybór pomiędzy co najmniej dwoma alternatywami. Teoria odróżnia trzy sytuacje: (a) decyzje w warunkach pewności (wybierający wie, który z przyszłych stanów świata wystąpi, (b) decyzje w warunkach ryzyka (wybierający zna prawdopodobieństwo wystąpienia możliwych stanów świata), (c) decyzje w warunkach niepewności (wybierający nie zna prawdopodobieństwa, o którym mowa w punkcie poprzednim).
Czytaj też: Iskrzy między Dudą a Morawieckim
Racjonalna decyzja winna spełniać określone kryteria. Są one jasne w przypadkach (a) i (b), gdyż zakładana wiedza umożliwia posługiwanie się działaniem o największej użyteczności. Sytuacja jest skomplikowana w przypadku (c), gdyż nie da się dokładnie (matematycznie) wyznaczyć miary użyteczności. Z reguły jest tak, że decydent coś wie, ale nie do końca. Czegoś oczekuje i temu podporządkowuje swoje wybory. Może stosować rozmaite strategie, np. minimalizować stratę lub maksymalizować zysk (pomijam inne kryteria), np. trener drużyny piłkarskiej może zmienić strategię w obliczu wiadomości o przebiegu innego spotkania, rezygnując z zachowawczości zapewniającej remis na rzecz gry bardziej otwartej.