Stanisław Karczewski ogłosił dziś, że rezygnuje z funkcji wicemarszałka Senatu. Wyglądał na zdenerwowanego, bo nie była to jego decyzja. Oficjalne powody są dwa. Po pierwsze, chce wrócić do zawodu: „W tym roku kończy mi się okres wygaszenia mojego prawa do wykonywania zawodu, a to piękny zawód”. Po drugie (jak twierdzi), ze względu na zachowanie marszałka izby Tomasza Grodzkiego: „Planowałem zrezygnować z funkcji w okolicach wakacji, ale zachowanie marszałka Grodzkiego doprowadziło do tego, że powiedziałem »nie«” – stwierdził rano w RMF FM.
Karczewski w związku z epidemią kilka tygodni temu wrócił do pracy w szpitalu w Nowym Mieście nad Pilicą. „Zostałem tam świetnie przyjęty przez przyjaciół, koleżanki, lekarki, pielęgniarki i czuję wewnętrzną potrzebę rozpoczęcia pracy” – powiedział. Dodał, że „jest bardziej potrzebny w szpitalu niż polityce”, choć z mandatu nie rezygnuje, a nawet planuje być bardziej ofensywny.
Karczewski zawiódł prezesa
O co chodzi z tą wymianą wicemarszałków? Być może Karczewski rzeczywiście został świetnie przyjęty w szpitalu, ale z pewnością ma coraz gorsze relacje z prezesem Kaczyńskim i jego najbliższym otoczeniem. Karczewski stał się kozłem ofiarnym. Kierownictwo PiS liczyło, że uda mu się zbudować większość w Senacie i znajdzie chętnych do współpracy. Zadaniu nie podołał, więc jego akcje gwałtownie spadły. Zaczął orbitować poza głównym nurtem partii, a na lidera PiS w Senacie wyrósł Marek Pęk.
Nie bez znaczenia jest i to, że Karczewski sojusze partyjne budował z Beatą Szydło.