Wszyscy pamiętamy, że zły uczynek to jak ktoś Kalemu zabierze krowy, a dobry – jak Kali komuś zabierze krowy. Warto jednak przytoczyć puentę tej rozmowy z „W pustyni i w puszczy”: „Staś był zbyt młody, by zmiarkować, że podobne poglądy na złe i dobre uczynki wygłaszają i w Europie – nie tylko politycy, ale i całe narody”.
Czytaj też: Tylko nie mów nikomu, baw się w chowanego, nic się nie stało
Co premier może
Henryk Sienkiewicz pisał te słowa 110 lat temu, ale jak ulał pasują do ostatniego tygodnia. Oto Mateusz Morawiecki z trzema kompanami siadają do stolika w restauracji, nie zachowując żadnych zasad, których jego rząd wymaga od zwykłych śmiertelników: bez utrzymywania odległości półtora metra i naprzeciwko siebie. Premier, szeroko uśmiechnięty i bardzo z siebie zadowolony, nie omieszkał pochwalić się tym uroczym tête-à-tête na Twitterze.
Jego podwładni mieli twardy orzech do zgryzienia, żeby wytłumaczyć Morawieckiego z tak ostentacyjnego łamania wprowadzonych przez niego przepisów. Rzecznik rządu Piotr Müller jak samuraj wziął winę na siebie i otoczenie premiera, które... nie poinformowało szefa, jakie przepisy obowiązują. No cóż, ignorantia iuris nocet, nieznajomość prawa szkodzi, ale tylko nam, zwykłym ludziom. Gdybyśmy w sądzie próbowali się tłumaczyć, że nie znaliśmy przepisów, nikt by się tym nie przejmował. Nie mamy, niestety, swoich rzeczników prasowych.
Zresztą w tej sprawie nie było chyba przekazu dnia albo nie został on przyswojony, bo z zupełnie innej strony próbował tłumaczyć premiera minister zdrowia Łukasz Szumowski.