Po słowach Rafała Trzaskowskiego megainwestycje PiS wróciły jako temat kampanii, a politycy obozu władzy zaczęli się prześcigać w ich obronie przed rosnącym szybko w sondażach kandydatem opozycji. Andrzej Duda i premier Morawiecki ruszyli nad Bałtyk, by na tle kupy piachu pozostałej po wyciętych drzewach zapewniać, że nie dadzą ruszyć przekopu, bo od niego zależy bezpieczeństwo Polski. Zapewne niebawem zrobią to samo w szczerym polu gdzieś pod Baranowem, gdzie w ich wizjach za ileś lat powstać ma gigalotnisko. Przy okazji padają argumenty natury strategiczno-obronnej, od zawsze towarzyszące obu przedsięwzięciom, a w emocjach kampanii podsycane do skrajności.
Czytaj też: „W każde święta Kevin sam w domu, w każde wybory przekop mierzei”
Megainwestycje o znaczeniu wojskowym
W tej wyborczej narracji Trzaskowski szykuje więc zamach na niepodległość, zapewne w zmowie z Rosją i Niemcami, a PiS poprzez przekop i lotnisko stanowczo tej niepodległości broni – ku niezadowoleniu sąsiadów, a na rzecz sojuszników przychylnych, przede wszystkim USA. Wątpliwe, by kwestia lokalnego przekopu i centralnego lotniska przesądziła o wyniku wyborów, ale dobrze, że się pojawia, gdyż obie inwestycje są symbolem podejścia rządzących do planowania i wykonania długoterminowych projektów. Obie mają też pewne znaczenie wojskowe, bo w jakimś stopniu zmieniają mapę Polski, wytyczając na niej nowe korytarze dostępu, choć w bardzo różnej skali i o różnej przydatności.