JACEK ŻAKOWSKI: – Pozabijamy się?
BART BONIKOWSKI: – Mam nadzieję, że mimo wszystko nie.
Mimo co?
Mimo że rosną emocje polityczne podgrzewające prawicowy radykalizm. Nie tylko w USA i Europie, ale też w Brazylii, Indiach, na Filipinach. W wielu krajach do głównego nurtu polityki weszli politycy mający silny rys nacjonalistyczny, populistyczny i autorytarny.
Po liberalnym półwieczu wyborcy przesunęli się na prawo, stali się mniej tolerancyjni i bardziej agresywni?
Nie. Ludzie są nawet bardziej otwarci. Tylko polityka prawicy przesunęła się w kierunku radykalnym, co dla liberalnej demokracji jest bardzo groźne.
W sensie?
Poglądy ludzi nie stały się, średnio biorąc, bardziej konserwatywne, antydemokratyczne czy wykluczające. W badaniach widać, że nigdzie nie przybyło znacząco rasistów, ksenofobów, homofobów ani mizoginów. Ich jest tylu, co zawsze. Podobnie jest z nacjonalizmem, populizmem, tendencjami autorytarnymi w debacie i politycznej ofercie. Ale w nowej rzeczywistości globalnej przeorganizowały się sceny polityczne i stare zjawiska nabrały nowej mocy.
Wszędzie naraz?
Na różne sposoby. W jednych krajach, jak Dania, Niemcy czy Francja, partie radykalnej prawicy nabrały znaczenia. W innych, jak USA, prawicowi populiści przechwycili stare partie centroprawicowe. W Polsce i na Węgrzech partie liberalno-konserwatywne przekształciły się w radykalnie prawicowe. W każdym przypadku skutkiem jest erozja demokracji.
„Nowy radykalizm”, czyli co?
Nacjonalizm, populizm i autorytaryzm połączone w funkcjonalnej symbiozie. Łączenie tych trzech składników tworzy wybuchową mieszankę, dającą niemal wszędzie wyborcze sukcesy mimo bardzo dużych różnic między krajami.