Niewielkie, liczące 20 tys. mieszkańców Końskie w województwie świętokrzyskim skupiły zainteresowanie obserwatorów toczącej się kampanii. Miasto stało się symbolem małych ośrodków, które są szczególnie pożądanym łupem wyborczym. Do tej pory wygrywał w nich Andrzej Duda, niezły wynik zanotował też Szymon Hołownia (choć raczej na zachodzie kraju). W Końskich, podobnie jak w całym województwie, Duda wygrałby w pierwszej turze. O miasteczku zrobiło się głośniej po wypowiedzi Władysława Kosiniaka-Kamysza, który tak skomentował podróż prezydenta do USA: „Wyborów nie wygrywa się w Waszyngtonie, a w Końskich”. Kandydat PSL uzyskał tu 2,72 proc.
Końskie nie takie przypadkowe
Jak wynika z naszych ustaleń, Końskie na miejsce „debaty prezydenckiej” wybrano z przyczyn pragmatycznych. Po pierwsze, celem sztabu Dudy było uniemożliwienie bezpośredniego starcia kandydatów. – Gdyby debatę zorganizowano w Warszawie, Trzaskowski mógłby przybyć w ostatnim momencie. Tak zrobiła Małgorzata Kidawa-Błońska w maju. Mimo zapewnień, że nie weźmie w niej udziału, w końcu stawiła się w studiu. Ryzyko było zbyt duże – mówi „Polityce” działacz PiS.
Po drugie, to ukłon prezydenta w stronę mieszkańców świętokrzyskiego, nazywanego bastionem ludowców. Kosiniak-Kamysz uzyskał w wyborach bardzo słaby wynik, działacze PiS szykują się więc do przejęcia struktur PSL w regionie. Czy tak się stanie, to się dopiero okaże. Cel bieżący udało się jednak osiągnąć. Duda pojechał do Końskich, gdzie był przepytywany przez Michała Adamczyka z TVP, a potem przez wyborców.