1.
Ależ to była skuteczna kampania Andrzeja Dudy. Jego sztabowcy uznali, że brakujące do zwycięstwa głosy można zdobyć, jeszcze podkręcając tempo i temperaturę. Dlatego kampania przed drugą turą była praktycznie taka sama jak przed pierwszą, tylko na sterydach. Bez bawienia się w niuanse, bez subtelnej gry na wielu fortepianach – Duda i jego zaplecze bębni po prostu w pisowskie klawisze i zohydza Rafała Trzaskowskiego, kandydata Niemców (i Żydów, nie zapominajmy o Żydach), który chce wprowadzić eutanazję i zabrać 500 plus.
Jak nie ma pieniędzy do rozdania, to premier rozdaje promesy pieniędzy, nieporadnie skandując przy tym „Andrzej, Andrzej!”. Jak w pierwszej turze było 16 wozów strażackich, żeby podnieść frekwencję w małych gminach, tak teraz jest tych wozów 49.
Jeszcze więcej wieców, jeszcze głośniej, jeszcze więcej patosu, flag, zdjęć, piosenek; wszystko, by zrobić wrażenie, że cały naród stoi za prezydentem, a kto nie stoi, ten podejrzany, najpewniej wróg ojczyzny. Brakuje głosów starszych, obawiających się koronawirusa? To premier powie, że wirus jest w odwrocie, a prezydent dorzuci, że to taka grypa, tylko groźniejsza.
Na tym tle kampania Trzaskowskiego wyglądała na bardziej chaotyczną. Gorączkowe zabiegi o poparcie Szymona Hołowni, płoszące lewicę umizgi do Krzysztofa Bosaka, długie milczenie Władysława Kosiniaka-Kamysza. Brak pomysłu na wrzucenie jakiegoś nośnego – a niewygodnego dla Dudy – tematu.