Czy kapitał ma narodowość? Bardziej liberalni ekonomiści stwierdzą, że nie, bo korporacje kierują się po prostu chęcią zysku. Inni powiedzą, że tak, bo zyski wypracowane przez zagraniczne korporacje zasilają konkretne budżety. Słysząc taką wymianę zdań, Jarosław Kaczyński pokręciłby głową. Z jego perspektywy już samo pytanie jest źle zadane.
Czytaj też: PiS zamachuje się na wolność słowa
Dlaczego PiS chce przejmować media?
PiS od zawsze utyskuje na wyprzedaż majątku narodowego, której mieli dokonać postkomuniści do spółki z liberałami. Problem w tym, że mając władzę, wcale się tym nie zajmował. No, chyba że leżało to w jego interesie. Dlatego wrzawa dotyczy zwykle „repolonizacji” sektorów bankowego i medialnego, a już niekoniecznie górniczego, energetycznego, telekomunikacyjnego czy chemicznego – na nich PiS zyskałby stosunkowo niewiele. Zresztą o jego hipokryzji świadczy fakt, że gdy dochodził do władzy, nie wahał się prywatyzować państwowych spółek. W latach 2005–07 – w tempie 88 podmiotów rocznie. Sam termin „repolonizacji” czy „dekoncentracji” wydaje się więc nietrafiony, właściwsze byłoby „przejęcie” czy nawet „zawłaszczanie”.
Pomysł repolonizacji sektora bankowego urodził się jeszcze w koalicji PO-PSL. Chodziło o to, by chronić go przed skutkami decyzji podejmowanych za oceanem w czasach kryzysu 2008 r. Przejmujący w 2015 r. pałeczkę rząd PiS, dokonując przejęć, wykorzystywał głównie kiepską kondycję finansową banków wciąganych pod państwową kuratelę. Ale motywacje miał nieco inne – „repolonizacja” miała zwiększyć kontrolę nad udzielaniem kredytów.