Akcja na Krakowskim Przedmieściu przypominała bardziej obrazki z Białorusi czy innej dyktatury niż kraju, który chlubi się zamiłowaniem do wolności i budową demokracji przez 30 lat. Policjanci polujący na uczestników demonstracji, ale też na często przypadkowe osoby, przypominają najgorsze wzory. Nie mieści mi się w głowie, jestem zły na swoje państwo.
Czytaj też: Margot w areszcie. Mrożący sygnał
Dżin nienawiści
Mnie te obrazy muszą się skojarzyć pokoleniowo – przede wszystkim z drugą połową lat 80., kiedy milicjanci w ten sam sposób polowali na uczestników demonstracji skierowanych przeciwko zdychającemu PRL (choć trzeba zaznaczyć, że wówczas dużo częściej sięgali po pałki). Wtedy też na ulice wychodzili głównie młodzi ludzie i wbrew opowieściom o powszechnym oporze przeciw komunie – raczej nieliczni. Polowania trwały do samego końca reżimu – sam pamiętam brutalną policyjną akcję przeciw radosnemu happeningowi w stylu Pomarańczowej Alternatywy w środku Gdańska 1 maja 1989 r., na niewiele ponad miesiąc przed wyborami, które położyły kres tzw. realnemu socjalizmowi.
Teraz też demonstrują przede wszystkim młodzi ludzie, którzy reagują na cyniczną nagonkę na osoby LGBT rozpętaną przez PiS, żeby wygrywać wybory. Szczucie na osoby nieheteronormatywne mobilizuje bowiem część wyborców prawicy. Dżina nienawiści raz wypuszczonego z butelki trudno jednak zagonić do niej z powrotem po wyborach. Po drogach jeżdżą