Rząd niewiele robi, by te wątpliwości wyjaśnić. Mimo obietnic szybkiej publikacji umowy po jej podpisaniu, płynących w ostatnich dniach z MON i kancelarii prezydenta, nadal w publicznym obiegu tekstu nie ma porozumienia o zwiększonej współpracy obronnej Polski i USA. Szkoda, bo publikacja umowy, najlepiej z załącznikami, pozwoliłaby rozwiać mnożące się obawy i pytania – o jurysdykcję nad żołnierzami i inne kwestie prawne, status amerykańskich baz, dostęp do nich czy zakres wyłącznej kontroli.
Według zapewnień szefa BBN Pawła Solocha i ministra Mariusza Błaszczaka dla PAP w umowie nie ma nic, co naruszałoby polską suwerenność i odbiegało od standardów NATO. Przeciwnie, umowa ma bazować na sojuszniczym porozumieniu pochodzącym jeszcze z 1951 r.
Co wiemy? Najważniejsze uzgodnienia w ramach polsko-amerykańskiej umowy obronnej:
- Do Polski trafi dodatkowo min. 1 tys. żołnierzy, kontyngent USA ma liczyć min. 5,5 tys.
- Pobyt wojsk ma być rotacyjny, ale trwały i bezterminowy.
- Amerykanie będą stacjonować w znacznie większej liczbie miejsc niż do tej pory.
- Polska pokryje część kosztów ich utrzymania i pełne koszty budowy infrastruktury.
- USA ustanowią w Polsce wysunięte dowództwo V Korpusu dla wschodniej flanki NATO.
Czytaj też: Trump uderza w Niemcy, NATO i Polskę. Prysły iluzje o forcie
Ściganie żołnierzy tylko na wniosek
Największą koncesją na rzecz USA w sferze prawnej wydaje się odstąpienie od zasady pierwszeństwa jurysdykcji polskiej w sprawach karnych.