Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Trump uderza w Niemcy, NATO i Polskę. Prysły iluzje o forcie

Donald Trump dał do zrozumienia Niemcom, że nie ma dla niego większego znaczenia ani geografia, ani obronność, ani tak naprawdę pieniądze. Liczą się jakieś osobiste urazy. Donald Trump dał do zrozumienia Niemcom, że nie ma dla niego większego znaczenia ani geografia, ani obronność, ani tak naprawdę pieniądze. Liczą się jakieś osobiste urazy. Shealah Craighead / Flickr CC by SA
Pentagon ogłosił wycofanie z Niemiec 12 tys. żołnierzy, w tym jednostek wzmacniających wschodnią flankę NATO. Niezależnie od dwustronnych ustaleń na decyzji straci też Polska.

Najpierw liczby, bo są istotne. Niemcy ma opuścić 11,9 tys. żołnierzy sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych. To więcej, niż zapowiadał Donald Trump. 6,4 tys. żołnierzy, czyli ponad połowa, wróci do USA, w tym np. cała brygada zmotoryzowana z Bawarii. Reszta zostanie rozdysponowana głównie między Belgię (dowództwa) i Włochy (eskadra F-16). Możliwe jest umiejscowienie rotacyjnego dowództwa szczebla korpusu (którego w Europie jeszcze nie ma) w Polsce – pod warunkiem osiągnięcia dwustronnego porozumienia Waszyngton–Warszawa.

Część oddziałów wycofanych z Europy nadal ma wspierać działania wojsk USA w tym rejonie, ale na zasadzie rotacyjnej. Będą wysyłane na czasowy pobyt do krajów sojuszniczych, w tym Polski, Rumunii czy krajów bałtyckich. Pentagon nie ogłosił stałego przesunięcia żadnej jednostki do państw Europy Wschodniej ubiegających się o taki ruch, o którym wspominał przecież Trump. Można powiedzieć, że ci, którzy jeszcze wierzyli w jakąś postać Fortu Trump, usłyszeli właśnie, jak ta budowla się wali. Co więcej, runął też jeden z dwóch filarów kruchej stałej obecności wojsk lądowych USA w Europie. Po wycofaniu wspomnianej brygady 2dCAV armii USA zostanie jedynie lekka brygada spadochronowa w Vicenzie.

Czytaj też: Trump wycofa wojska z Niemiec? Zimny prysznic dla NATO

Jednostki nie trafią do Polski

„Utrata” 2dCAV jest tym boleśniejsza z polskiej perspektywy, że to właśnie ta jednostka zapoczątkowała misję sił USA w ramach wielonarodowej batalionowej grupy bojowej NATO w 2017 r. i była pionierem, jeśli chodzi o wysuniętą trwałą obecność US Army na północnym wschodzie Polski. Bataliony z Vilseck dwukrotnie dokonywały przejazdów przez nasz kraj, testując trasy, teren przygodny, stan dróg i mostów, a nawet reakcje miejscowej ludności. Drogę tę pokonywały w niemal tydzień, by w trybie bojowym być w stanie dostać się na przesmyk suwalski w dwa dni. Na miejscu ćwiczyli z polską 15. brygadą, w tym alarmowe nocne wyjścia na pozycje nad granicą naszą, Rosji i Litwy. Można o nich powiedzieć, że byli zawsze gotowi i pod ręką, nawet jeśli 1000 km od Suwałk.

Sekretarz obrony Mark Esper dał jednak do zrozumienia, że misje zmotoryzowanych kawalerzystów na północy wschodniej flanki NATO się skończą, bo jednostka po powrocie do USA ma pełnić rotacyjnie zadania w rejonie Morza Czarnego. Zresztą znaczenie południowej części wschodniej flanki NATO dla Stanów zostało jeszcze podkreślone przez przesunięcie do Włoch (nie podano, do której bazy) eskadry myśliwców F-16 ze Spangdahlem. Esper wyraźnie mówił, że chodzi o to, by były bliżej Morza Czarnego. Kilka tygodni temu prasa w Polsce była niemal pewna, że zostaną przeniesione nad Wisłę, i zachwycała się ich potencjałem zwalczania rosyjskiej obrony przeciwlotniczej. Nic z tego. W oświadczeniu Pentagonu Polska nie pojawia się w kontekście umiejscowienia u nas żadnych konkretnych jednostek z Niemiec.

Dowództwo bardziej wirtualne

Mark Esper podkreślał natomiast, że Pentagon planuje wysłanie do Polski, na rotacyjnej zasadzie, awangardy sztabu odtwarzanego w USA 5. korpusu wojsk lądowych, ale pod warunkiem że Warszawa zgodzi się na nowe porozumienie o współpracy obronnej i ustali zasady podziału kosztów. Wspomniał przy tym o ustaleniach między Trumpem i Dudą, chociaż wspomnienie o korpusie nie pojawiło się w oświadczeniach obu przywódców z zeszłego roku ani po czerwcowym pobycie polskiego prezydenta w Waszyngtonie.

Zresztą przy osłabieniu struktury stałych sił USA w Europie, jakim będzie wycofanie 2dCAV, dowództwo korpusu też będzie bardziej wirtualne – w tym sensie, że w jeszcze większym stopniu polegać będzie na siłach wysyłanych z USA w razie kryzysu czy wojny, a nie rozmieszczonych na stałe czy rotacyjnie. Dosłanie posiłków jest możliwe i bywa ćwiczone, jak w tym roku w ramach Defender Europe 20, ale zajmuje minimum dwa miesiące. Pentagon nie wyjaśnił na razie, czy i jak ewentualne rotacje wojsk zrównoważą ubytki. Powiedziano wyraźnie, że zamiar wycofania z Niemiec jest tylko częścią planu, którego całość wciąż się wykuwa. Może się okazać, że np. do państw bałtyckich trafi na rotacyjnej zasadzie brygada pancerna (po batalionie w każdym z trzech państw), a centrum szkolenia z opuszczanego przez 2dCAV poligonu Grafenweohr przeniesie się do Drawska Pomorskiego. Tego typu ważne detale dziś są niewiadomymi. I szczerze mówiąc, trudno na to liczyć.

Czytaj też: Pięć lat Dudy. Słaby zwierzchnik słabej armii

Symboliczny policzek dla Niemiec

Trump dał bowiem Niemcom do zrozumienia, że nie ma dla niego większego znaczenia ani geografia, ani obronność, ani tak naprawdę pieniądze, liczą się jakieś osobiste urazy. Choć sekretarz obrony ze wszystkich sił próbował uzasadniać, iż przesunięcia są częścią strategicznego planu, poprawią odstraszanie i obronę Europy przed Rosją oraz wzmocnią NATO, chwilę po konferencji w Pentagonie Trump w swoim stylu perorował: „wycofujemy się, bo nie płacą, zalegają, to bardzo proste”. Może byłoby proste i matematycznie do udowodnienia, gdyby wojska trafiały do tych krajów, które „płacą” więcej od Niemiec, np. do Polski. Ale paradoksem całej sytuacji jest to, że Trump przesuwa kluczowe elementy kontyngentu do krajów, które w jego rozumieniu wydatków wojskowych „płacą” jeszcze mniej!

Oficjalne dane NATO za 2019 r. pokazują, że Niemcy wydają na obronność 1,38 proc. PKB, podczas gdy Włochy 1,22 proc., a Belgia 0,93 proc. Poza Wielką Brytanią, Grecją i Rumunią żaden kraj europejski ze stałą obecnością wojsk USA nie realizuje trumpowskiej wizji „płacenia”, jeśli chodzi tylko o wskaźnik 2 proc. PKB. A nawet tym, którzy już wystarczająco dużo „płacą”, jak Polska, mówi się, by płacili jeszcze więcej, już bez cudzysłowu, bo tu chodzi wprost o podział kosztów, czyli utrzymywanie wojsk USA. Pokrętna to narracja, ale – przynajmniej do kolejnego wyborczego testu w listopadzie – obowiązująca.

Niemcy dostały od Trumpa policzek symboliczny, prezydent pozbawił je siedzib istotnych dowództw. Do Mons w Belgii trafić ma bowiem całe dowództwo europejskie sił zbrojnych USA, tzw. EUCOM, obecnie znajdujące się w Stuttgarcie. Na jego czele stoi czterogwiazdkowy generał, który jest jednocześnie głównodowodzącym sił NATO w Europie (SACEUR). Dwoistość funkcji i siedzib mogła do pewnego stopnia utrudniać codzienne funkcjonowanie, teraz przynajmniej siedziba będzie jedna, bo w Mons znajduje się najważniejszy sztab NATO – SHAPE. Do Belgii trafi też dowództwo wojsk specjalnych w Europie i być może dowództwo afrykańskie.

Można powiedzieć, że Ameryka zrywa w ten sposób z dziedzictwem zimnej wojny i okupacji Niemiec. Niemieccy pacyfiści na pewno się ucieszą, zwolennicy łagodzenia polityki wobec Rosji, którym przeszkadzały amerykańskie dowództwa na ich ziemi, zapewne też. Choć nie słychać, by miały być przesuwane dowództwa sił lądowych, powietrznych czy korpusu marines. Pentagon podkreśla, że nie planuje na razie opuszczać Niemiec kompletnie, wciąż zostanie tam 24 tys. żołnierzy USA.

Czytaj też: USA liczą koszty ewentualnych wojen z Rosją i Chinami

Bazy raczej rotacyjne niż stałe

Padło natomiast przekonanie, wyrażane też w naszej debacie obronnej, jakoby stałe bazy były lepsze od rotacyjnej, czasowej obecności jednostek „na teatrze”. Pentagon wyraźnie podkreśla, że widzi w takiej obecności same korzyści, a w bazowaniu żołnierzy z rodzinami – same kłopoty, głównie jeśli chodzi o logistykę, zabezpieczenie i gotowość bojową. Zatem w dającej się przewidzieć przyszłości żadne stałe bazy USA w Europie czy gdziekolwiek na świecie nie mają szansy powstać. Liczy się elastyczność, szybkość, swoboda manewru, w tym odwrotu, czemu stałe bazy nie sprzyjają.

O kosztach się dyskutuje. Jedni nadal twierdzą, że stałe bazy z dopłatami krajów gospodarzy wychodzą taniej dla podatników w USA. Inni – że rotacyjne wysyłanie wojsk redukuje spore koszty towarzyszące i przy okazji załatwia trening przerzutu. Pewnie to kwestia oceny politycznej. Obecnie stałe stacjonowanie uważa się za przeżytek, misje rotacyjne są dla decydentów wygodniejsze. Mniej też wiążą Stany z sojusznikami, na co warto zwrócić uwagę, gdy będziemy wypatrywać kolejnych wzmocnień opartych na dwustronnych porozumieniach.

W tym kontekście dobrze też pamiętać, że Polska będzie mieć – taki wciąż jest plan – przynajmniej jedną stałą, wkopaną w ziemię instalację obronną obsadzoną przez marynarzy USA w systemie NATO: bazę obrony antyrakietowej w Redzikowie. Oczywiście teoretycznie 250 żołnierzy może ją opuścić w kilka godzin, choć w praktyce to nie takie proste.

Opozycja stoi Trumpowi na drodze. I kampania

Proste ani tanie nie będzie też samo wycofanie z Niemiec. Polityczna opozycja wobec planu Trumpa nie została przełamana w Kongresie, a to on zatwierdza budżet. Prezydent może iść na wojnę i zawetować całe finanse Pentagonu, ale to mu nie pomoże w kampanii. Choć Esper zapewniał, że część wojsk zacznie się z Niemiec zwijać „w ciągu tygodni”, bardziej warto wierzyć, że to plan rozpisany na lata, a kto wie, czy w całości zostanie wdrożony. Najwięcej zależeć będzie od wyniku listopadowych wyborów – nie tylko na prezydenta, ale i do Kongresu.

Joe Biden zapowiedział rewizję decyzji Trumpa, co nie oznacza z góry jej odwołania, ale na pewno oznacza wstrzymanie realizacji. Druga sprawa: czy po wyborach Kongres będzie skłonny wyłożyć kilka miliardów (szacunki Pentagonu) na nieskonsultowaną szerzej decyzję Trumpa, powszechnie podejrzewanego w klasie politycznej o antyniemiecką fiksację. Dziś można przewidywać, że do wyborów coś się wydarzy, bo Esper wykona jakiś ruch, by zadowolić Trumpa, ale nie będzie to nic poważnego.

USA, nasz sojusznik? Trzeba liczyć na siebie

Gdzie w tym wszystkim Polska i jej plany zwiększenia obecności wojsk USA? Wydaje się, że Warszawa umyła ręce od decyzji Trumpa dotyczącej Niemiec – w momencie pisania tego tekstu nie widziałem nawet śladu komentarza MON czy MSZ – i wciąż liczy na jakieś dwustronne porozumienie. Niedawno ambasador Georgette Mosbacher, która ewidentnie wzięła na siebie rolę rzeczniczki relacji polsko-amerykańskich, znowu zapewniała na Twitterze, że nowa umowa obronna „będzie zawarta w ciągu tygodni, a nie miesięcy”.

Przed wizytą u Trumpa współpracownicy Andrzeja Dudy mówili o większej liczbie żołnierzy niż tysiąc uzgodniony w zeszłym roku, jednak bez szczegółów (jeśli nie liczyć rozpowszechnianych nieoficjalnie sugestii o eskadrze F-16). Dla przypomnienia: w pakiecie, za który Polska „ma zapłacić”, jest baza bezzałogowców rozpoznawczych, centrum szkolenia, dowództwo dywizji i regionalna grupa wsparcia (już powstały), infrastruktura dla brygady pancernej, śmigłowców i jednostek logistycznych (powstaje) oraz obiekt sił specjalnych. Niedawno rozpisano przetarg na rozbudowę wrocławskiego lotniska Starachowice mającego pomieścić bazę przerzutową dla sił USA. Jest więc szansa, że Polska uzyska dodatkowe rotacyjne kontyngenty, a jednocześnie zdoła zatrzeć złe wrażenie, jakie powstało, gdy starania Warszawy o więcej wojsk zbiegły się z pomrukami Trumpa o wycofaniu z Niemiec i jego własnymi sugestiami, że część tych sił ma trafić do Polski. Z drugiej strony nie słychać, by Włochom i Belgom takie przesunięcie jakoś bardzo przeszkadzało, a są przecież w NATO „od zawsze”.

Dopóki rotacyjna obecność sporego kontyngentu USA w Polsce będzie utrzymana, dla Polski nic się nie zmienia w lokalnym sensie. Generalnie bowiem odesłanie do domu szybkiej brygady zmotoryzowanej z Bawarii i przesunięcie myśliwców F-16 do Włoch gra na niekorzyść obszaru Bałtyku i północnego pogranicza NATO–Rosja. Europie i Polsce Trump boleśnie przypomniał, że liczyć trzeba przede wszystkim na siebie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną